piątek, 31 stycznia 2014

od Natie cd Josha

Uśmiechnęłam się lekko.
-Wiesz... Zastanawiam się, o czym Elena chciała z Tobą porozmawiać.
-Nie mam pojęcia...
-Było widać, że jej na tym zależy. Może powinieneś iść...
-Nie, nie, nie. Nie teraz.-powiedział Josh uśmiechając się szelmowsko.
-Daa? A czemu nie? Co...-Jednak Josh nie dał mi dokończyć, bo...
Josh? ;D Wymyśl coś na rozwinięcie akcji ;D

Od Olivii cd Harrego





Wpatrywałam się w zwiniętego w kłębek Harry'ego. Śledziłam każde jego drgnięcie. W końcu mruknął coś nie wyraźnie i próbował wstać, o jednak zakończyło się niepowodzeniem. W końcu usiadł.
-Olivia?-spytał patrząc na mnie mętnym wzrokiem.-Czemu ja tu jestem? Muszę iść...-powiedział i wstał, opuściłam nogi na podłogę i śledziłam jego poczynania bez słowa. Bałam się odzywać, bo nie miałam pewności, czy mój głos będzie mi posłuszny. Harry chwiejnym krokiem ruszył do drzwi.
-Pomóc Ci?-spytałam w końcu.
-Nie.-odparł i wyszedł trzaskając drzwiami.
Harry?



Od Julii cd Mirona


-Jeśli chcesz wiedzieć mam parę asów w rękawie.-powiedziałam z tajemniczą miną. Miron uniósł brew i przybrał minę myśliciela-psychiatry.
-Chcesz o nich porozmawiać?-spytał, a potem parsknął śmiechem. Ja także się uśmiechnęłam, podeszłam do metalowej walizki, otworzyłam ją, włożyłam miecz do pochwy, włożyłam go do walizki i zamknęłam ją. Miron stał obok i patrzył się na mnie zamyślony.
-Czy.. Coś się stało?-spytałam.
Miron?

Od Shel cd Freda


-Jeszcze będziecie mieć nas dosyć.- Powiedziałam.- Cześć.
-Cześć.- Odpowiedział Fred. Wyszłyśmy z pokoju chłopaków.
***Później***
Siedziałam przy stoliku jedząc obiad.
-Cześć.- Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos.
-Hej.- Odpowiedziałam podnosząc głowę. Przede mną stał Fred.- Gdzie Twój kolega?
Fred?

Od Lydii cd Ryan'a


-Nie, tylko pytam.- Odpowiedziałam. Po chwili zobaczyłam truchtającego w naszą stronę dingo. Lei zdawała się nie zauważać obecności Ryana i jego psów, na co te warknęły cicho. Lei tylko zatrzymała się na chwilę i spojrzała w moją stronę. Westchnęłam.
-Kto cię tu wpuścił?- Spytałam, jakby mogła mi odpowiedzieć. Uchyliłam drzwi żeby ją wypuścić.- Idź, mała.
-Twoja?- Spytał Ryan.
-Nope, przyjaciółki.- Powiedziałam zaskakując samą siebie. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek jeszcze nazwę Shel swoją przyjaciółką.
Ryan?

Od Julii CD Katie

-Dziękuję.-powiedziałam.-Morgany też są ładne.
-Dziękuję.-powiedziała.-Jestem Katie.
-Julia. To jest Sorcerer.
-A to Cometa.-powiedziała z przyjaznym uśmiechem dziewczyna. Sorcerer zarżał i cofnął się parę kroków do tyłu.
-Przepraszam, on nie za bardzo lubi nowych ludzi.-wytłumaczyłam zachowanie mego konia.
-Rozumiem.-powiedziała.
-Nowa?-spytałam, a Katie kiwnęła głową.-Ja właściwie też. Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba, jednak muszę już jechać.-Cześć.-powiedziałam.
-Cześć.-odparła i pojechała dalej, a ja pojechałam stępem w stronę stajni.

Od Katie cd Natie

Gdy załatwiłam wszystkie sprawy, poszłam do swojego pokoju. Oczywiście wybrałam w swoich ulubionych kolorach. Fioletowy i biały. Na szczęście, albo nieszczęście, nikogo ze mną nie było. Nagle przypomniałam sobie o Milce. Szybko podeszłam do okna i otworzyłam je. No nie. Znowu z kimś zaczynała. Tym razem z... wilkiem? Suczka skakała dookoła wilka i wesoło szczekała. Zwierzę, jednak tylko spoglądało na nią z góry. Szybko wzięłam frisbee i zbiegłam na dół. Nie, nie będę walczyć z wilkiem przy pomocy frisbee. Milka nie umie się oprzeć, niczemu co lata. Wypadłam ze szkoły i rozglądałam się w poszukiwaniu suczki. Siedziała ona pod drzewem i gryzła piszczącą kość. Skąd ona ją, do licha, wzięła? Nie ważne... Podeszłam do niej i pogłaskałam po pysku.
-Nie zaczynaj z wilkami, jasne?-zaśmiałam się. Suczka spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami.-Co? Jedziemy do lasu?
Nie czekając na odpowiedź, pobiegłam do stajni, otworzyłam boks Comety i wsiadłam na oklep. Po chwili znalazłyśmy się w lesie. Klacz zwolniła do kłusu, po czym się zatrzymała.
-Co mała? Co się stało?-wyszeptałam do klaczy. Nagle z krzaków wypadł kary koń, a na nim siedziała jakaś dziewczyna. Koń stanął dęba i parsknął. Dziewczyna zachwiała się, jednak nie spadła.
-Ej! Spokojnie Sorcerer-powiedziała i pogładziła konia po szyi.
-Ładny koń. Od dziecka podobały mi się konie fryzyjskie-powiedziałam zachwycając się koniem.


Julia?

Od Natie CD Katie

-Tak. A twoja to Morgan, tak?
-Mhm.
-Też jest ładna. Zaprowadzić Cię do dyrektorki?-spytałam. Katie kiwnęła głową.
-Poczekaj, tylko zaniosę szczotki.-powiedziała, schowała szczotkę do pudełka i zaniosła je do siodlarni, ja w tym czasie wprowadziłam Brego do jego boksu. Po chwili Katie przyszła.
-To chodź.-powiedziałam i poszłyśmy do szkoły, gdzie pokazałam Katie drogę do gabinetu dyrektorki.
-Niedługo jest obiad.-powiedziałam i pomachałam Katie, która wchodziła do gabinetu, a później poszłam do pokoju.
Jak chcesz, to możesz dokończyć, Katie ;D

Od Katie

Wyszłam z samochodu. Zamknęłam go i podeszłam do przyczepy z Cometą. Otworzyłam klapę i wyprowadziłam klacz. Po chwili usłyszałam drapanie w coś. No tak, Milka! Na chwilę zostawiłam klacz i otworzyłam samochód. Wyjęłam transporter i otworzyłam drzwiczki. Suczka szybko wybiegła i zaczęła szczekać jak szalona.
-Milka! Cisza!-zaśmiałam się, suczka już nie szczekała, ale nadal biegała po dworze. Jeszcze raz się zaśmiałam i poszłam z Cometą do stajni. Gdy ją oporządziłam, usłyszałam otwierane drzwi do stajni. Odwróciłam się i zobaczyłam jakąś dziewczynę głaszczącą Milkę po łbie. Obok niej stał kasztanowaty koń.
-Twój pies?-spytała z mocnym rosyjskim akcentem.
-Tak-odpowiedziałam z uśmiechem, również z akcentem.
-Umiesz mówić po rosyjsku?
-Jasne. Jeżeli przez 13 lat, nie masz nic do roboty, to uczysz się języków obcych. Znam plus minus jeszcze jakieś 9-uśmiechnęłam się.
-Nieźle. A po za tym fajny pies. Jak się wabi?
-Milka. Biały owczarek szwajcarski. Ty też masz niezłego konia. Angielska krew, nie?



Natie?

Od Harrego cd Olivii


Obdarzyłem ją błogim uśmiechem. Jej postać falowała lekko, wydawała się być ode mnie oddalona.
- Harry, czy ty coś brałeś? - zapytała się. Nie odpowiedziałem jej, tylko nadal wpatrywałem się w jej oczy. Westchnęła i pomogła mi wstać. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju i położyła na łóżku. Usiadła na przeciwko mnie. Przyglądała mi się uważnie. Skuliłem się i przymknąłem oczy.



Olivia?




Wiosna wiosna *o*

Hej :) ze względu na to, że wiosna w Cimmerii tuż tuż to na wiosnę przydałoby się zrobić jakąś impreze czy coś... Macie jakieś pomysły? :) Na początku myślałam, żeby zrobić coś z walentynkami ale nie wiem czy to dobry pomysł... Jakaś poczta walentynkowa? Dyskoteka? A może jakieś ognisko? :) Propozycje piszcie na howrse do graczki Sztomber ! :)

czwartek, 30 stycznia 2014

Od Freda cd Nicole

- Stwierdziłem, że dla bezpieczeństwa lepiej zostawić go zamkniętego w pokoju, żeby nie kusiło Coffie- uśmiechnąłem się.Stałem przed dziewczyną z rękoma schowanymi w kieszeniach moich spodni. Nastała niezręczna cisza, więc postanowiłem ją przerwać- Umm jak było w bibliotece?- powiedziałem pierwsze lepsze co przyszło mi do głowy i podrapałem się w kark.
-Całkiem spoko- odpowiedziała- Ja chyba muszę już iść- oznajmiła i zaczęła odchodzić. Postawiła zaledwie dwa kroki, a ja przerwałem jej drogę. Stanąłem tuż przed nią, żeby nie mogła nigdzie pójść
-Spławiasz mnie już drugi raz. Jeśli nie chcesz ze mną gadać po prostu powiedz, zrozumiem. Bo w tej chwili nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Jestem za brzydki, żeby ze mną pogadać? Mam brudne ciuchy?- Spojrzałem się na swoje ubranie- A może śmierdzę?- spytałem zdziwiony
<Nicole?>

Od Freda cd Shel

-Więc mamy nadzieję, że poznamy go kiedyś od tej drugiej strony.- powiedziałem z nadzieją- Hej dziewczyny!-krzyknąłem jeszcze zanim wyszły
-Tak?-spytały w tym samym momencie
-Jak chcecie to wpadajcie, miło by było trochę lepiej się poznać- uśmiechnąłem się
<Shel?>

Od Josha cd Natie

-Mówiłem Ci już, że jesteś idealna?- patrzyłem dziewczynie prosto w oczy
-Ideały nie istnieją kochanie
-Jak to nie? Jesteś piękna, zabawna, mądra, masz charakterek, świetnie całujesz- przerwałem na chwilę i zacząłem namiętnie całować dziewczynę. Gdy skończyliśmy kontynuowałem- Nie. Nie całujesz świetnie.- dziewczyna posłała mi spojrzenie pełne zgrozy- całujesz nieziemsko.A do tego wszystkiego mnie kochasz- uśmiechnąłem się i wróciłem do tego co zacząłem. Składałem pocałunki na szyi Natie, a potem zszedłem na obojczyki. Nie chciałem być nachalny więc zostawiłem tylko jednego całusa kilka centymetrów od jej piersi i powróciłem do ust.
-Wiesz musimy kiedyś pograć w grę "wymiękasz"-oznajmiłem
-w co?- spytała dziewczyna ze zdziwieniem
-Dotykamy się gdzie nam się podoba, a jak chcesz skończyć to mówisz "wymiękam", a wtedy przegrywasz- powiedziałem i zaśmiałem się na wspomnienie, gdy pierwszy raz w to grałem.
<Natie?>

Od Mirona cd Julii

-Mam nadzieję- uśmiechnąłem się
-Co Ty tu w ogóle robisz?- zapytała dziewczyna
-Liczyłem na to, że uda mi się Ciebie zaskoczyć
-Udało Ci się
-Ciesze się- usmiechnąłem się
-Niby z czego?
-Chce Ci dorównać- zaśmiałem się-Ale pewnie nigdy mi się nie uda. Wiesz trudno Cie rozszyfrować. Większośc osób z tej szkoły jest taka hm... przewidywalna. Ale o Tobie nie wiem praktycznie nic... Wiem tylko tyle ile pozwoliłaś mi wiedzieć. To całkiem interesujące- to brzmiało pewnie jakbym myślał na głos. Ale taka prawda.- Dużo razy masz jeszcze zamiar mnie zaskoczyć? Wiesz muszę być przygotowany- posłałem dziewczynie uśmiech
<Julia?>

Od Cassie cd Sebastiana

-No nie wiem... Trochę mi zimno-uśmiechnęłam się.
-To chodź, ogrzeję Cię-odwzajemnił uśmiech. Podeszłam do niego, po czym złączyliśmy się w uścisku.
-Nie wiem czemu, ale przy tobie, jest od razu cieplej-zaśmiałam się. Po chwili usłyszałam głuche warknięcie, na chwilę oderwałam się od chłopaka. Ponownie wyjęłam z kołczanu strzałę i wycelowałam w krzaki. Wyłoniły się z nich dwa psy. Adamantis i Arcana. Spuściłam łuk i schowałam strzałę.
-No widzę, że Adamantis ma się dobrze-uśmiechnęłam się.
-Twoje kociaki także-powiedział i pokazał na dwie pumy zeskakujące z drzewa. Koty napięły mięśnie i zjeżyły sierść. Nadal nie przywykły do psów i Sebastiana. Podeszłam do nich i powiedziałam kilka słów. Od razu wskoczyły na drzewo i tam siedziały.
-I po sprawie-powiedziałam-A tak w ogóle, to jakie jest zdrobnienie od twojego imienia? Sebek, a może Sebcio?-zaśmiałam się widząc minę chłopaka, na imię ,,Sebcio".


Sebastian?

Od Nicole cd Freda

-Hmmm....-udałam zamyśloną minę.-Wtedy zmieniłabym zdanie, i powiedziała że ty też jesteś całkiem słodki.
-To mówiłem o tobie-zaśmiał się.
-Dzięki. Dobra, ja już naprawdę muszę iść do biblioteki-pokazałam w stronę drzwi.
-Nie zostaniesz?
-Później się spotkamy-zawołałam wchodząc do pomieszczenia.


*** Potem ***


Gdy wyszłam z biblioteki, na korytarzu zobaczyłam Freda, rozmawiającego z jakimś chłopakiem. Na szczęście nie było z nim jego kota. Przynajmniej Coffie będzie się przyzwoicie zachowywała. Chciałam ominąć go szerokim łukiem, by uniknąć następnej niezręcznej rozmowy. Mimo to, chłopak zauważył mnie i zostawił kolegę i podszedł do mnie.
-Cześć, Nicole.
-Hej. Gdzie się podział twój kotek?-spytałam się.


Freddie?





Od Ryan'a cd Lydii

-No dobrze-powiedziałem powoli-Wiem. Jak masz na imię?
-A po co Ci to do wiadomości?-mruknęła.
-No nie wiem... Może dlatego, że chcę Cię poznać?
-Jeżeli tak bardzo tego potrzebujesz to jestem Lydia.
-Ryan. Miło mi-podałem jej dłoń. Lekko ją uścisnęła. Po chwili usłyszałem wściekłe szczekanie, a także krakanie. Następnie z lasu wybiegły dwa duże psy, goniące lecącego kruka. No nie... Czy one muszą wszystko, dookoła, ganiać i zabijać?
-Fera!-krzyknęła dziewczyna. Kruk przyleciał i usiadł Lydii na ramieniu.
-Rambo! Hunter!-zaśmiałem się, przytulając psy. Dwa anatoliany warczały na dziewczynę i kruka.-Spokojnie.
-To twoje psy?
-Tak. Jakiś problem?


Lydia?

Od Shel cd Freddiego


-Właściwie to my chyba już wychodzimy.- Mruknęłam. Lydia wstała z łóżka, na którym siedziała i podeszła do drzwi.
-Ronan jest samotnikiem tylko z jednej strony, pamiętajcie o tym.- Powiedziała dziewczyna z uśmiechem.- Cześć.
Fred? Miron?

Od Freda cd Nicole

-Hej mały nie bój się- powiedziałem do kota, który schował się w moich rękach tak, że prawie nie było go widać.- Ona tylko myślała, że jesteś żywym jedzeniem ale już po wszystkim- zaśmiałem się
-Słodki- powiedziała dziewczyna
-Ale ja czy kot?- spojrzałem na nią znacząco.
-Oczywiście, że kot- zaśmiała się
-Piękna...- powiedziałem pod nosem ale na tyle głośno, żeby dziewczyna usłyszała
-Ale ja czy Coffie?- powtórzyła mój żart
-Zależy co byś zrobiła gdybym powiedział, że Ty- uśmiechnąłem się szeroko i pogłaskałem Ryra
<Nicole?>

Od Leilene cd Viviene




-Niezły kotek - mruknęłam - Ale i tak nie było najgorzej. Kiedyś moja wilczyca wparowała na salę gimnastyczną, cała we krwi, ciągnąc płat mięsa dzika, położyła mi je pod nogi i zaczęła jeść.
Viviane prychnęła, powstrzymując śmiech.
-Ale prawdziwy cyrk jest z sokołem Jace'a - przyznałam - Dałam Jace'owi tego wrednego ptaka ponad trzy lata temu. Zachowywała się jak wariat. Każdy go podszedł do Jace'a był podziobany i narażony na ptasie odchody. - prychnęłam
Viviane się zakrztusiła, a chłopak kwiknął powstrzymując chichot. Wyciągnęłam rękę i pogładziłam żbika.
-Nie wiem czemu, ale zwierzęta mnie lubią - zaczęłam - Prócz wilczycy i kojota, miałam kiedyś margaja, rysia, kruka, jastrzębia, kota kusego, a jakiś świrnięty koń łaził za mną przez miesiąc. Ja za to zabijam króliki i lisy, zdejmuję skalpy. Zwierzaki mają dziwny gust - podsumowałam tarmosząc żbika
?



Od Lydii cd Isabel


-Jeśli szukasz kogoś kto będzie się Cię bać, to źle trafiłaś.- Wycedziłam.- I zabieraj ten swój nóż do masła.
-Bo co mi zrobisz, hę?- Spytała ironicznie.
-Nie chcesz wiedzieć.- Odparłam.- Może i strzelam gorzej od Ciebie, ale łucznictwo to nie wszystko. Możesz mi nie wierzyć ale poradzę sobie.
Isabel?

Od Nicole

Właśnie szłam do biblioteki, wchodząc przez drzwi wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Przepraszam-przeprosiłam cicho.
-Nic się nie stało-powiedział uśmiechając się-Jestem Freddie.
-Nicole. A to Creme-wskazałam na psa stojącego przy mnie.
-Duży jak na psa-powiedział chcąc pogłaskać Akbash'a. Jednak ten odsunął się, a gdy chłopak ponownie podchodził, pies coraz bardziej się oddalał.
-Creme!-zaśmiałam się.-Daj się pogłaskać chociaż raz!
Pies ignorując chłopaka, podszedł do mnie i usiadł, wlepiając w mnie swoje oczy.
-Ma charakterek-mruknął, ukrywając śmiech.
-Rzeczywiście. Jest dość... Podejrzliwy co do obcych-schyliłam się i pogłaskałam psa po pysku.
-Racja.-powiedział.
Po chwili na schodach pojawiły się dwa kształty. Był to uciekający młody kot rasy sfinks. A za nim ocelot... Coffie! Kotka była 2, a może nawet 3 razy większa od kocura. Młody kotek wskoczył na ręce chłopaka, patrząc na ocelota.
-Coffie! Co ty robisz? To nie twoje jedzenie!-zaśmiałam się. Po chwili ocelotka wskoczyła na grzbiet Creme'a i szykowała się do skoku na kota. Jednak ja szybko wzięłam ją do rąk i przytuliłam, śmiejąc się.


Freddie?

Od Sebastiana cd. Cassidy

Uśmiechnąłem się krzywo.
- A więc to jednak ty - powiedziałem, przerywając chwilę dość niezręcznej ciszy.
- Tak, to ja - wyciągnęła ręce przed siebie w teatralnym geście.
- Jak tam... kotki? - Spytałem bez specjalnego zaangażowania.
Wzruszyła ramionami.
- Jak to kotki. A twoje pieski?
- Jak to pieski - wąski uśmiech zasępił mi twarz.
Pusta rozmowa trwała jeszcze chwilę, a żadne z nas nie poruszyło się caly czas wpatrując się intensywnie w oczy.
- Dlaczego wtedy, za pierwszym razem mnie pocałowałaś? - Zapytałem, nagle zmieniając temat.
Cassidy zbyła to machnięciem ręki.
- A ty, dlaczego pocałowałeś mnie za drugim razem? - zapytała.
Powtórzyłem po niej gest.
- A, dlaczego teraz to zrobię? - Zapytałem, uśmiechając się lekko.
- Co? - dziew zhna nie zrozumiała.
- Sam nie wiem. Tak mi się powiedziało.
- Ale to chyba nie było niechcący? - podejrzliwie zmarszczyła brwi.
- Może tak, może nie... a co ty o tym myślisz? - Odpowiedziałem tworząc w głowie kolejny plan na jakiś mały pocałunek...

Cass? Buzi ^^

Od Viviane cd. Lilai do Lilai i Freda


Dziewczyna z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło koło mnie.
- Nie pozwolili ci? - Bardziej stwierdziłam niż spytałam. Lilai rzuciła mi nieco zirytowane spojrzenie i ze świstem wypuściła powietrze z płuc.
- Też próbowałam się wypisać, z francuskiego. - Zagaiłam, obserwując dziewczynę.
- Nie pozwolili ci? - powtórzyła zdanie sprzed trzydziestu sekund.
- Bien sûr - odparłam z uśmiechem. - Chociaż facet od francuskiego wydaje się lepszy, niż ta... kobieta- zakończyłam w końcu.
Obie wyjęłyśmy podręczniki i rozlożyłyśmy je na ławce, a nauczycielka zaczęła nudny wykład, na jakiś niezwykle oczywisty temat.
Oparłam głowę na dłoni i miną próbowałam udawać, że slucham tej gadaniny. Niestety, nie wytrzymałam tak dłużej niż trzy minuty.
Porwałam ołówek z piórnika, a mój nadgarstek zaczął wykonywać szybkie ruchy. Po kilku chwilach marginesy zeszytu, na kilku stronach wypełnione były rysunkami; od lwów po projekty butów i sukienek.
Westchnęłam. No i znów nie mam co robić.
Zaczęłam przyglądać się różnym osobom w klasie. W pierwszej ławce siedziała dziewczyna z mocnym makijażem i ogromnymi okularami. W drugiej, dwóch chłopaków; jeden w czapce, a drugi z grzywką na pół twarzy. Przede mną kiwał się potężny facet w nowiutkim dresie firmy "Nike". Skrzywiłam się. Totalne bezguścia.
Przesunęłam wzrok na Lilai i zauważyłam coś w jej oczach. Czyżby cień rozbawienia?
Wpatrywała się w jakiś punkt daleko nas.
Prześlizgnęłam się po jej wroku i zatrzymałam się w prawym rogu sali, gdzie białe ogromne drzwi zostały niedokońca zamknięte.
W sali przeciwległej do naszej, siedziało kilku uczniów. Widziałam tylko kanty ich ławek, ale nie to przyciągnęło uwagę Lilai. Robił to raczej wielki, brązowy żbik usiłujący wejść do pomieszczenia.
Westchnęłam zrezygnowana. Jak ten kot mógł wydostać się z mojego pokoju? Wyskoczył przez okno z piątego piętra, czy znalazł wytrychy i otworzył sobie zamek?
Nagle coś trzasnęło, a Samurai wydał urażone kwiknięcio prychnięcie. Zjeżył sierść na karku i zasyczał wściekle.
Po klasie przeszedł pomruk rozbawienia. Więc pewnie już od jakiegoś czasu, Rai próbuje włamać się do sal.
Nauczycielka zamilkła i podeszła do wejścia. Zanim z hukiem zatrzasnęła drzwi, kot spojrzał na mnie i zzmiałczał szczęśliwie.
Kobieta wróciła z niezadowoleniem do swojej gadki szmatki, gdy brutalnie przerwała jej salwa kwiko-jęknięcio-miałków i drapanie w drewno.
Podeszła do drzwi i uchyliła je... z korytarza wybiegł wściekły żbik i skacząć po ławkach wylądował na moich kolanach.
* * *
Pędziłam korytarzami do swojego pokoju, byle jak najdalej od wrednych, wytykających mnie palcami dzieciaków. Czerwona jak burak, starałam się ich ignorować, ale jak wiele rzeczy w życiu, niezabardzo mi się to udawało.
- Niezłe przedstawienie. - Odezwał się ktoś prosto do mojego ucha.
Podskoczyłam i prawie wypuściłam Raia z rąk.
Rumieniec na nowo wstąpił na moją twarz.
- Dzięki - odburknęłam.
Z drugiej strony nadeszła Lilai i rzuciła chłopakowi złośliwe spojrzenie.
Schyliłam się i zaczęłam zbierać notatki i rysunki.

Lilai? Fred?

Od Natie cd Josha


-Na czym?-powtórzyłam słowa chłopaka.-A na tym.-powiedziałam i zaczęłam go całować, a on z przyjemnością wypisaną na twarzy oddawał pocałunki. W końcu 'oderwałam się' od Josha.
-Kocham Cię.-wyszeptałam mu do ucha. Josh zaśmiał się, co zabrzmiało jak mruczenie.
-Ja Ciebie też, Natie.-powiedział i ustawił się tak, że to ja leżałam, a on był na de mną. Zaczął całować mnie po szyi, a jedną rękę wplątał w moje włosy.
-Natie...?
-Tak?
Josh?



Od Julii cd Mirona

-Dziękuję.-powiedziałam i ku memu zdziwieniu uśmiechnęłam się. Ale tak na prawdę, nie był to fałszywy uśmiech, czy po prostu użycie mięśni twarzy, to był prawdziwy uśmiech. To się dzieje na prawdę, czy moja naiwność nie zna granic? Nie uśmiechałam się prawdziwie... chyba od czasu rozprawy. Rozległ się trzask zamykanych drzwi i oto do pokoju wparował Fred. Gdy zobaczył Mirona kucającego przede mną zawahał się.
-Omm.... To ja może sobie pójdę...?-spytał, a ja i Miron jednocześnie wstaliśmy.
-I tak miałam już iść... Dzięki jeszcze raz, Miron.-powiedziałam kierując się do drzwi. Widziałam, że Miron posłał Fredowi, drugie już tego dnia gromiące spojrzenie. Wyszłam z pokoju i poszłam do siebie, gdzie spróbowałam rozlokować moje ubrania i inne rzeczy. W końcu skończyłam się rozpakowywać, wzięłam piżamę oraz ręcznik i poszłam się umyć. Po wyjściu z łazienki spakowałam się szybko na jutro i poszłam spać, co o dziwo przyszło mi bardzo łatwo.
*Następnego Dnia*
Wstałam, wcisnęłam się w mundurek, który choć był szyty na miarę i tak dość mocno opinał moje ciało. Westchnęłam, bo nie lubiłam takich strojów. Zeszłam do stołówki, gdzie szybko zjadłam śniadanie, ponownie poszłam do pokoju, skąd wzięłam moją torbę i poszłam pod klasę.
*Po lekcjach*
Lekcje minęły dosyć szybko. Poszłam do pokoju, gdzie przebrałam się w luźniejsze ubrania, sportowe buty i zaczęłam odkopywać spod sterty ubrań metalową walizkę, w której znajdowała się pochwa z moim mieczem. Wzięłam ją, i pobiegłam do lasu, gdzie przez najbliższą godzinę ćwiczyłam różnorakie pchnięcia i sparowania. Gdy miałam już wracać usłyszałam za sobą Mirona. Już drugi raz mnie tak zaskoczył.
-Zaskakujesz mnie, Julia.-powiedział.-Wczoraj jazda konna, dzisiaj władanie mieczem... Co będzie jutro?-powiedział i uśmiechnął się.
-Jeszcze nie raz Cię zaskoczę.-powiedziałam.
Miron?

Od Leilene cd Mirona i Isabel





Szłam przez las, gdy nadleciał nóż. Oskoczyłam i zaczęłam się rozglądać. Usłyszałam krzyki. Podniosłam broń i z pistoletem w ręku poszłam w tamtą stronę. Na plecach miałam łuk i kołczan, w bucie, na łydce i udzie pochwy z nożami, na przedramieniu pokrowiec na trzysiestocentymetrowy nóż, a do paska przyczepione dwa kastety, dwa pistolety, sztylet i strzykawkę ze środkiem usypiającym. Zaczaiłam się, ale widząc wszystko wyszłam z gęstwiny parskając śmiechem.
-Wreszcie ktoś ci pokazał, że nie jesteś najpotężniejsza - prychnęłam śmiejąc się
-A ty tu skąd?! - warknęła
-Spędziłam w lesie ponad czternaście lat, więc to chyba oczywiste, że wolę las od budynku. A tu jestem dzięki temu - wbiłam nóż w drzewo - Jak dla mnie jest źle wyważony.
-Znacie się? - spytał jeden z chłopaków
-Jeśli to, że chciała zabić moją wilczycę, a pomyliła się i napuściła swoje psy na młodego wilka uważasz za znajomość to tak - prychnęłam - Ostatnio nie miałam czasu jej dokopać, ale widzę, że miałam niezłe zastępstwo.
-Ty byś mi dokopała?! - warknęła Isabel
Podeszłam do dziewczyny leżącej na ziemi i przytrzymywanej przez chłopaków. Trąciłam ją glanem.
-Owszem, dałabym sobie z tobą radę. Jesteś żałosna i popełniasz podstawowe błedy. W skrócie - amatorka. Możesz mieć swoje słabe kundle, ale bez nich i swojej koleżaneczki z kotami nie byłabyś taka silna. - odsunęłam się
Isabel naprawdę robiła głupie, amatorskie błędy. Nie powinna nie doceniać przeciwnika, ani uważać się za najlepszą, bo pewność siebie może zgubić.
-Robiłam te same błędy co ty, gdy miałam dwanaście lat. Nie jeden raz przez to oberwałam - prychnęłam - Ale ty nadal je popełniasz.
-Jesteś za słaba, by mnie pokonać - warknęła
-Czyżby?! Całe życie walczyłam o przetrwanie w lesie. Odkąd skończyłam cztery lata. Już jako pięciolatka zabijałam ludzi. Może nie byłam silna, ale sprawna. Najpierw trułam owocami, później dusiłam. Jako dziewięciolatka sprawnie posługiwałam się nożem, umiałam zrobić łuk, wspinać się po drzewach. Ba, już wcześniej to umiałam. Walczyłam prawie każdego dnia w swoim życiu. Kiedy tego nie robiłam, to trenowałam lub polowałam. Nie bądź taka pewna, bo możesz doznać szoku - warknęłam bawiąc się nożem, przerzucając go z ręki do ręki i podrzucając i łapiąc.
Po chwili rzuciłam nim i z triumfem wyciągnęłam z krzaków zająca, trafionego w łeb.
-Nie nada się na skalp - skrzywiłam się
Gwizdnęłam i z lasu wyłoniła się Corrie i Jangwa Predator. Nożem rozcięłam zdobycz na pół i rzuciłam wilczycy i kojocisku. Zeżarły i czmychnęły w las, świecąc mordami we krwi. Sama oblizałam ostrze z krwi.
-Wracam na polowanie, ale jeśli macie zamiar coś jej zrobić to chętnie popatrzę - zwróciłam się do chłopaków
-Zależy jak się zachowa - powiedział jeden
-Pewnie jak zwykle - mruknęłam - Jak dziecko nie radzące sobie z przegraną. Ale to już widziałam nie raz, więc nie będę tracić czasu. Bay! - zawołałam i zniknęłam wśród drzew
Po chwili wlazłam na drzewo i przechodząc z jednego na drugie, usiadłam na gałęzi, tak, by widzieć co robią. Liście świetnie mnie maskowały.
?

Od Cass cd Sebastiana

Ciepło z jego warg, rozpływało się kojąco po moim ciele. Z przyjemnością odwzajemniłam pocałunek. Mimo półmroku, który panował, doskonale widziałam go. I pomyśleć, że człowiek, którego za wszelką cenę chciałam pozbawić życia, teraz mnie całuje. Wreszcie gdy przestaliśmy, spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Dobra. To ja już pójdę-powiedziałam cicho i odwróciłam się w stronę pokoju. Gdy weszłam i położyłam się do łóżka, nie spałam przez całą noc. Rozmyślałam nad tym czy dać Sebastianowi szansę. Co prawda był przystojny i całkiem miły. Ale ja po prostu do niego nie pasuję. Super. Królowa dżungli, która zabijała jaguary i pantery, całowała się z chłopakiem, który całe życie wychowywał się w normalnym domu.


*** Rano ***


Właśnie szłam na ostatnią lekcje. Gdy dotarłam pod klasę, weszłam i usiadłam w ostatniej ławce. Tuż przy Isabel. Wyjęłam książki, a także mój zeszyt i zaczęłam rysować. Najpierw mnie z Devilem i Dakotą, potem walkę Adamantisa z moją pumą, a na końcu... Mnie i Sebastiana. Na same wspomnienie o tym, zrobiło mi się dziwnie przyjemnie. Kiedy skończyła się lekcja, spakowałam się i wyszłam z klasy. Na korytarzu zobaczyłam Sebastiana. Gdy nasze wzroki się spotkały, szybko odwróciłam głowę i poszłam dalej. Weszłam do pokoju i cisnęłam torbą o łóżko. Wzięłam łuk i kilka noży. Schowałam je m.in. w butach, w pasku na przedramieniu, w kieszeni, i na pasku na łydce. Miałam także kilka poukrywanych w lesie, oraz też kilka zapasowych łuków. Dbałam o to by nikt ich nie zauważył, przechodząc przez las.


*** W lesie ***


Delikatnie poklepałam Dakotę po łbie, gdy ta przyniosła mi sarnę. Oczywiście sama ją zjadła nie dopuszczając do niej Devila. Nagle coś usłyszałam w krzakach. Obróciłam się i napięłam cięciwę łuku. Z gęstwiny drzew wyszedł Sebastian...


Sebastian?

Od Mirona cd Isabel

-Teraz Ty posłuchaj mnie-warknąłem wkurwiony. Niepotrzebnie ze mną zadarła- Jeszcze raz spróbujesz tknąć mojego kumpla, a to ja Cie zabije- spojrzałem jej prosto w oczy. Byłem wściekły. Na maxa wściekły. Ta dziewczyna nie zna mojej przeszłości. Ani trochę nie zna mnie. Nie wie z kim zadarła. Złapałem ją za rękę, wykręciłem ją i zabrałem jej nóż.- Gdybym chciał to w tej chwili to ja bym Cie zabił. Masz szczęście, że nauczono mnie, że kobiety trzeba szanować-warknąłem i wyrzuciłem nóż kilkanaście metrów w dal. Dziewczyna patrzyła wkurzona jak jej nóż odlatuje w dal. W tym czasie Fred podniósł się z ziemi.
-Zakoduj sobie w tej kolorowej główce, że ze mną się nie zadziera. Szanuje kobiety tylko do pewnego stopnia. ROZUMIESZ?!- krzyknąłem
<Isabel?>

Od Jace'a cd Allie





-Dam sobię rade - odrzekłem - Nie zazdroszczę roboty
W tym momencie nadleciał mój sokół. Jazgocząc po ,,sokolemu'' wylądował mi na ramieniu i zaczął skrzeczeć na dziewczynę. Jednak to nie było najgorsze. Mój cudowny ptak był cały w pierzu.
-Znów zeżarł gołębia - mruknąłem i ruszyłem poszukać Leilene
Ptak szybko odleciał. Jak zwykle wróci. Nagle usłyszałem pisk. Pobiegłem by zobaczyć jakąś dziewczynę z moim sokołem pikującym na nią. Jednak nie ona była celem, tylko sowa która krążyła wokół dziewczyny. Podbiegłem i gwizdem przywołałem ptaka, który jeszcze chwile pokrążył i wylądował na mojej głowie. Dobrze, że nie narobił.
-Nic ci nie jest? - spytałem parskając śmiechem - Moja sokolica ma chyba ochotę na twoją sowę - prychnąłem gładząc swojego ptaka
?

Od Isabel cd Freda

Odwróciłam się, cisnęłam łuk na ziemię, i wyjęłam z buta ukryty nóż. Powoli, na sztywnych nogach, podeszłam do jednego z chłopaków. Podcięłam go nogą, kiedy upadł, przytrzymałam butem jego tors i przyłożyłam nóż do gardła.
-Chamów czy ponuraków, tak?-wycedziłam przez zaciśnięte zęby. W jego oczach było widać panikę, widząc to warknęłam:-Odpowiedz!
-Wiesz... Nie o to mi dosłownie chodziło-jego twarz widocznie zbladła. W każdej chwili byłam gotowa go zabić. Nie obchodziło mnie to czy wyrzucą mnie ze szkoły. W tej chwili za ramię złapał mnie drugi chłopak. Szybko przełożyłam nóż do drugiej ręki, a pierwszą, wyjęłam następny nóż z drugiego buta i rzuciłam nim w chłopaka. Narzędzie przeleciało, prawie stykając się z jego głową i wbiło się w drzewo.
-Jeszcze raz mnie tkniesz, a wbiję strzałę lub nóż między twoje oczy-wysyczałam. Chłopak cofnął rękę.
-Spokojnie. Nie musisz nas od razu pozabijać-powiedział stojący chłopak.
-Racja. Nie muszę ale mogę-warknęłam.




Fred? Miron?

Od Leilene cd Mirona


-Widziałam ją przed wyjściem. Miała tego lisa ze sobą - wzruszyłam ramionami - A wogóle to jest już drugi biały lis tutaj. Niby są rzadki, a tu jest ich jak pcheł. Jeśli chodzi o wychodzenie to sobie nie żartuj. Łatwo przejść przez bramę niezauważonym. - zmrużyłam oczy - A co do tego futra to może lepiej je sobie zostawię? Jest ciepłe, miękkie. Idealne na poduszkę, czy ciuchy - mruknęłam oglądając łup
-Jesteś pewna, że to nie ten lis? - spytał
-Tamten to samica i do tego młoda. To był stary samiec. Żyję w lasach na tyle długo, że potrafię to rozpoznać. Jak nie wierzysz idź do niej i sprawdź.- zaproponowałam
Gwizdnęłam ostro i przybiegła Corrie i Jangwa Predator.
-Masz kojota? - uniósł brew chłopak - Słyszałem tylko o wilku.
-To nie wilk tylko yeye-mbwa mwitu! - warknęłam
-A to znaczy? - spytał
-Wilczyca - odparłam - Jangwa Predator, czyli Pustynny drapieżnik jest tu od wczoraj. Mój przyjaciel przywiózł go.
-Ty masz przyjaciół? - spytał z niedowierzaniem
-Zwierzęta. I Jace'a - dodałam
-Przyjaciółka zwierząt zabija lisy - zakpił
-Wygrywają najsilniejsi. Tak jest, było i będzie. A mówiąc zwierzęta mam na myśli bardziej drapieżniki. Oprócz tej pary - wskazałam na wilczycę i kojota - Miałam margaja, kruka, jastrzębia, rysia i kota kusego.
-Kot kusy?
-Mały drapieżnik, przypominający łasicę z dobrze wykształconymi błonami pławnymi - wyrecytowałam
Po chwili zobaczyłam dziewczynę ze swoim lisem, idącą do lasu.
-To twój lis? - zawołałam
-Tak, Mo-Mo - oznajmiła
-Mówiłam - wyszczerzyłam się i podciągnęłam się na drzewo
Idąc z gałęzi na gałąź sąsiednich drzew przeszłam na drzewo za bramą. Zlazłam z drzewa.
-Z tym wychodzeniem jakoś sobie poradzę - prychnęłam do chłopaka i wróciłam na teren szkoły
?



Od Allie cd Jace'a

-A teraz szczerze chce Ci się słuchać historii szkoły? Jak powstała i takie tam? Niestety moim obowiązkiem jest opowiadać o tym uczniom ale jak do tej pory każdego to tylko zanudzało...
-Odpuść sobie- uśmiechnął się chłopak-Szkoda głosu skoro i tak mnie to nie interesuje- zaśmiałam się
-Bogu dzięki-odpowiedziałam- więęc od czego chcesz zacząć?- spytałam
-Od czegokolwiek. Jak Ci wygodniej- odparł
-No dobra, więc zaczniemy od stołówki- powiedziałam i ruszyliśmy na zwiedzanie. Kiedy pokazałam chłopakowi stołówkę, poszliśmy do biblioteki. Potem sale lekcyjne, gabinet dyrektorki, pokoje, łazienki, basen, boisko, hale sportową, stajnie, sale balową itd. Zatrzymaliśmy się na środku korytarza.
-To chyba wszystko-byłam szczęśliwa, że mamy to już za sobą- Chcesz coś jeszcze wiedzieć?
<Jace?>

Od Mirona cd Leilene

-No nieźle... A myslałem, że to ja miałem zmarnowane dzieciństwo- powiedziałem
-Moje wcale nie było zmarnowane!- Powiedziała ostro dziewczyna
-Jak sobie chcesz. Co masz zamiar zrobić z tym lisem?- spytałem zaciekawiony
-Jak to co?- dziewczyna była zdziwiona, że nie wiem- Sprzedać- uśmiechnęła się sama do siebie. Chyba była dumna ze zdobyczy
-No tak, że też na to nie wpadłem... Ciekawe tylko komu skoro nie możemy opuszczać terenu szkoły, a w szkole raczej nikt nie będzie nim zainteresowany...- powiedziałem. Dziewczyna chciała zacząć prawić mi kazanie albo coś w tym stylu ale jej przerwałem
-Nie ważne- nie chciałem się z nią kłócić.- Wiesz nie chce Cie martwić ale jedyny biały lis jakiego do tej pory widziałem należy do pewnej uczennicy...
<Leilene?>

Od Josha cd Natie

Podszedłem bliżej do dziewczyny, złapałem ją w pasie i wziąłem na ręce. Ona oplotła swoje nogi wokół mojej talii, a ręce na mojej szyi.
-Skoro Ty mnie rozgrzewałaś na dworze to ja muszę Cie jakoś rozgrzać tutaj- posłałem dziewczynie znaczące spojrzenie i podszedłem z nią do mojego łóżka.Po drodze włączyłem muzykę. Wraz z dziewczyną położyłem się na łóżku.(Ja leżałem a ona na mnie siedziała) Zacząłem ją namiętnie całować.
-Już lepiej?- spytałem przerywając na chwile pocałunek.
-O wiele- uśmiechnęła się dziewczyna, a ja dalej ją całowałem. Usłyszałem trzask drzwi. Nie zwróciliśmy na to uwagi i dalej się całowaliśmy
-O kur... Ja... sory!- Powiedziała zmieszana Elena. Wraz z Natie przerwaliśmy pocałunek. Dziewczyna w jednej chwili zeszła ze mnie i położyła się obok.
-Nic się nie stało- zaśmiałem się obejmując Natie-Lepiej mów co chciałaś- posłałem jej uśmiech
-Wiesz... musimy pilnie pogadać.Ale tak na osobności- Elena posłała Natie przepraszający uśmiech- Nie przeszkadzajcie sobie-dodała-Josh jak będziesz miał wolną chwilę to proszę przyjdź do mnie- uśmiechnęła się i otworzyła drzwi, żeby wyjść-Nie wiem czy już ktoś Wam to mówił... Ale bardzo słodko razem wyglądacie- rzuciła Elena i wyszła z pokoju.
-To na czym skończyliśmy?- spytałem Natie, która teraz leżała tuż obok mnie. Głowę miała opartą na moim torsie, a ja obejmowałem ją jedną ręką.
<Natie?>

Od Mirona cd Julii

-Przykro mi...- zatkało mnie. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Natychmiast przytuliłem pocieszająco dziewczynę.-Wiesz lepiej to zostaw- powiedziałem i zabrałem dziewczynie magazyn. Wstałem otworzyłem okno i pozbyłem się tego śmiecia.
-Hej nie musiałeś tego robić, Twój kumpel będzie zły..- powiedziała dziewczyna wciąż powstrzymując się od płaczu
-Uwierz, że musiałem. A Fred już się przyzwyczaił. Kupi sobie nowy magazyn- uśmiechnąłem się do dziewczyny. Zauważyłem, że po jej policzku spływa samotna łza. Od razu podszedłem do łóżka, na którym siedziała i kucnąłem tuż przed nią.
-Nie,nie,nie w tym pokoju się nie płacze- zaśmiałem się i otarłem łze dziewczyny kciukiem.
-Ja przepraszam- dziewczyna była zmieszana
-Nic się nie stało. Sam przez wiele przeszedłem i wiem jak to jest. Wiesz jak będziesz chciała kiedyś pogadać to zawsze służę pomocą- zaoferowałem się
<Julia?>

Od Freddiego cd Shelby

-A no tak zapomniałem, że mamy współlokatora...- zwróciłem się do Mirona
-Aaaa Wy do tego gościa co nie lubi towarzystwa innych- podsumował Miron
-W sumie szkoda, że nie do nas- powiedziałem i puściłem im oczko. Szkoda, że do tej pory w tej szkole nie znaleźliśmy nikogo w naszym typie. Większość to ponuraki, samotnicy albo chamy...
-Miłego spotkania-rzucił Miron- tylko tu niczego nie rozwalcie-zagroził śmiejąc się.Zaczęliśmy zmierzać w stronę wyjścia.
<Shelby, Ronan?>

Od Freda cd Isabel

-Opanuj emocje chcieliśmy tylko pomóc- starałem się być miły
-Nie.potrzebuje.Waszej.pomocy!!-warknęła dziewczyna.
-To ta o której mi mówiłeś?- zapytałem zdziwiony Mirona
-Ta...- odpowiedział
-Noo ostra sztuka- zwróciłem się do Mirona, a chwile później spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę, która zajmowała się łowami.-Nie w Twoim typie- powiedziałem Mironowi. Zawsze sobie doradzaliśmy w tych sprawach. Nie chciałem, żeby się z kimś zmarnował
-Co Ty stary?! Nawet o tym nie myślałem!- powiedział zdziwiony Miron. Brzmiało to trochę jakby się tłumaczył
-Taaa? to czemu się tak zachowujesz?- spytałem
-Zachowuje się normalnie. To, że z nią gadałem nie znaczy, że mi się podoba. Po prostu chce wszystkich poznać. Z resztą sam wiesz jak zawsze robimy. Dzielimy cała szkołę na różne "kluby" i każdy do jakiegoś należy... zapomniałeś? A tak poza tym to mam już na oku inną- powiedział Miron, a ja mu uwierzyłem.
-Tą wsadzimy do chamów czy ponuraków?- spytałem
-Zamknij się ona nadal tu jest!- Ostrzegł mnie Miron. Niestety było już za późno dziewczyna wszystko słyszała
<Isabel?>

Od Jace cd Leilene


-Tak, tak, lekcje - mruknąłem - Leilene, pamiętasz swojego Jangwa predator?
-Nie mojego! - prychnęła, ale po chwili przytaknęła
Odsunąłem się pokazując spore kojocisku, wprost zakochane w Kisasi {przezwisko Leilene}. Dziewczyna radośnie podeszła do zwierzęcia i potarmosiła je, na co ono zareagowało warczeniem. Leilene zaśmiała się i dalej głaskała kojota. A on nadal warczał.
-Ej, bo zrobię się zazdrosny - mruknąłem, gdy Leilene uścisnęła kojota, cierpliwie znoszącego jej pieszczoty
Leilene wstałam i znów mnie przytuliła.
-Nie masz powodu być zazdrosny - zapewniła - Nawet kojot, czy wilk nie zastąpi mi ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem - odsunęła się - Ale wygrywasz z nimi minimalnie.
Prychnąłem rozbawiony i poczochrałem Leilene po głowie, na co ona złapała moją rękę i bez problemu mną rzuciła. Podniosłem się.
-Widać, że trenowałaś. Ale następnym razem nie będzie tak łatwo - oznajmiłem
Leilene znów mną rzuciła.
-Zaraz lekcje. Dyrektorka prosiła mnie, bym oprowadziła Jace'a - wtrąciła się Allie
-Przecież pierwsze są języki, a ja mówię lepiej od tych nauczycieli! - jęknęła Leilene
-Przeżyję bez ciebie - powiedziałem i poszedłem za Allie
Allie?

środa, 29 stycznia 2014

Od Leilene cd Mirona

Byłam w lesie za akademią. Przysiadłam na gałęzi drzewa, na wysokości drugiego piętra. To było nic z tym, kiedy właziłam na sekwanę... Było już ciemno, po północy. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy, a księżyc w pełni oświetlał wszystko. Ja byłam ukryta, w cieniu, ubrana w czarny podkoszulek, ciemne jeansy rurki i glany {nie polecam do wspinania się po drzewach}. Jak zwykle uzbrojona. W bucie miałam nóż, na udach i łydkach miałam pochwy z nożami, na przedramieniu pokrowiec na trzydziestocentymetrowy nóż, do paska przyczepione dwa pistolety małego kalibru, dwa kastety i sztylet. Na ramieniu miałam kołczan ze strzałami {które sama wystrugałam}, a w dłoni swoją ulubioną broń, poza nożem - łuk. Żyłam samotnie w lesie od czwartego roku życia. Walki, polowania, treningi to jedyne co miałam. Usłyszałam jak jakiś nocny ptak podrywa się do lotu. Napięłam cięciwe i wypuściłam strzałę. Po chwili usłyszałam jak moja zdobycz uderza w ziemię. Przeszłam na niższą gałąźi zeskoczyłam. Po chwili z triumfującym uśmiechem podniosłam sowę postrzeloną w łeb. Schowałam zdobycz do torby myśliwskiej. Zaczęłam powolo sunąć przez las. Po chwili doszłam nad jezioro. Przyglądałam się błyszczącej wodzie, gdy usłyszałam kogoś. Z lasu wyszedł jakiś chłopak.
-Co ty robisz? - spytał
W tym momencie dostrzegłam lisa tuż za nim.
-Padnij - warknęłam
Zaskoczony moim rozkazem, pochylił się, a ja rzuciłam nożem. Podniósł się.
-O co chodzi? - zapytał
-Lis - odparłam i zaczęłam przeszukiwać krzaki
Radośnie wydobyłam z nich białego lisa.
-I co? - zapytał
Uniosłam zwierzaka za ogon.
-Futro białego lisa jest wiele warte - wymruczałam i nacięłam skórę tuż pod uszami
Sprawnie zerwałam skalp. Sierść nawet nie była poplamiona krwią.
-Gdzie się tego nauczyłaś? - spytał
Miałam już dość jego pytań. Przewróciłam oczami.
-Słyszałeś o rdzennych mieszkańcach Ameryki? - westchnęłam - Indianie dawniej robili to po mistrzowsku. Może nie wychowywałam się wśród nich, ale jak miałam dwanaście lat zakradłam się do pociągu i pojechałam do swojej rodzinki. - prychnęłam - A żyjąc w lesie przez czternaście lat daje możliwości nauki takich rzeczy - mruknęłam
?

Od Leilene cd Jace'a i Allie

Jak zwykle wstałam najwcześniej, jeszcze przed świtem. Przebrałam się i już wychodziłam na poranny trening, gdy rozdzwonił się mój telefon.
-Czego? - warknęłam do komórki
-Mi też miło cię słyszeć - usłyszałam zgryźliwy komentarz
Zeszłam po schodach do kuchni i zaczęłam wybierać owoce na śniadanie.
-Czego chcesz? - spytałam jadowicie
-Cała ty! - wykrzyknął - Taka miła, przyjacielska i wesoła!
-Jeszcze jedno słowo, a przy następnym spotkaniu skopię ci tyłek bardziej niż zwykle - syknęłam
-W takim razie muszę zawrócić - oznajmił
-Że co?! To gdzie ty jesteś?! - warknęłam zdziwiona
-Nawet jak pytasz, to i tak warczysz - westchnął teatralnie
-Zamknij się i odpowiadaj! - prychnęłam
-Jak mam odpowiadać jeśli się zamknę? - spytał
Prychnęłam poirytowana.
-Jeszcze słowo, a zetrę twój debilny uśmieszek z mordy! - warknęłam
-Uuuu... Ktoś cię zdenerwował. Kim jest ten nieszczęśnik? - spytał
-Domyśl się - wywarczałam zagryzając wargę i wychodząc na dwór
Zamurowało mnie. Jace właśnie schodził z motoru. Podeszłam wściekła.
-Co ty tu robisz?! - warknęłam, ale po chwili zarzuciłam mu ręcę na szyję
Objął mnie i przytulił.
-Ciebie też miło widzieć yeye-mbwa mwitu - wymruczał mi we włosy
Yeye-mbwa mwitu oznacza wilczycę. Wykręciłam się z objęć i szybko podcięłam mu nogi, ale odskoczył. Nadal się irytująco szczerząc, wyprowadził cios. Zrobiłam unik i sama go uderzyłam. Odskoczył. Znów się zamachnął, a ja złapałam i przytrzymałam jego pięść. Wykręciłam mu rękę. Chciałam go kopnąć, ale złapał moją nogę wolną ręką. Szarpnął i oboje zwaliliśmy się na ziemię. Szybko skoczyliśmy na nogi. Nim znów zaczęliśmy walczyć, nadbiegła Allie i próbowała nas rozdzielić. Jace powstrzymywał śmiech, a ja wysiliłam się na ironiczny uśmiech.
-Jak się nazywałaś? - spytałam
-Allie - podpowiedziała
-No więc Allie. To Jace, czyli chyba jedyna osoba, którą mam ochotę zabić, a tego nie robię. - przedstawiłam ich sobie
Jace prychnął, powstrzymując śmiech.
-Ty nie próbujesz mnie zabić? - parsknął
-A zrobiłam to kiedykolwiek? - zapytałam
-Nie - odparł
-Więc nie próbowałam. - skwitowałam - Jakbym chciała, już byś nie żył
-Łatwo byś nie wygrała - zaśmiał się
-Chcesz się przekonać? - oparłam rękę na biodrze i rzuciłam mu wyzwanie
-Pokaż na co cię stać - zachęcił mnie
Już mieliśmy zacząć walczyć, gdy wtrąciła się Allie, przypominająca, że za chwilę zaczynają się lekcję.
Allie?

Od Natie cd Josha


-Och, Josh..-powiedziałam z uśmiechem. Josh rozłożył ręce i zrobił minę w stylu "No, co?", a potem uśmiechnął się szelmowsko i skradł mi jeszcze jeden pocałunek.-Jesteś słodki.-powiedziałam.-Chodź budować ten fort.-powiedziałam.
-Rzeczywiście, bo w końcu się do tego nie zabierzemy...
*Jakieś 2 i pół godziny później*
Fort stał, był duży, w całości z budowany ze śniegu i lodu. Napracowaliśmy się nad nim baardzo, ale wyszedł super.
-Kiedyś z rodzeństwem zbudowaliśmy podobny u babci, w Ojmiakonie.-powiedziałam.-Ale ten jest ładniejszy.
-Też tak sądzę.-powiedział Josh.
-Uh... Zimno... Chodźmy już Do szkoły, ogrzejmy się.-powiedziałam, ale gdy zobaczyłam szelmowski uśmiech Josha mogłam się domyślić, co będzie chciał zrobić.
-No chodźmy chodźmy, powiedział ciągnąc mnie do środka, jego wspaniały uśmieszek nie znikał mu z twarzy.
-Już się boje, co chcesz zrobić.-powiedziałam śmiejąc się i zdejmując kurtkę i buty u Josha w pokoju. Josh tez zdjął kurtkę oraz buty, chwilę patrzył się na mnie i w końcu powiedział.
-Mówiłaś, że Ci zimno, tak?-spytał.
-Da... I co?
Josh? ;D

Od Julii cd Mirona

-Przepraszam za moje zachowanie. Dopiero co przyjechałam i chciałam iść się wypakować. Może nie tyle co wypakować się, ale pojeździć.-Powiedziałam i 'uśmiechnęłam' się przepraszająco. Nie lubiłam udawać, a Miron był miły, więc może by spróbować się z nim zaprzyjaźnić? Przecież nie mogę całe życie izolować się od mężczyzn... Miron uniósł brew. Pojeździć?-spytał. Machnęłam ręką.
-Mniejsza o to.-powiedziałam i w tej chwili dołączył do nas przyjaciel Mirona. Odruchowo lekko spięłam mięśnie.
-Ej, Miron, chodź...-powiedział, a dopiero po krótkiej chwili zreflektował się.-Przepraszam, nie widziałem Cię....-powiedział z przepraszającym uśmiechem.-Fred.-przedstawił się i podał mi rękę.
-Julia..-powiedziałam i uścisnęłam jego rękę. Jeśli chcecie, możecie iść, mogę zostać sama, nikt mnie nie zje.-powiedziałam. Miron posłał Fredowi gromiące spojrzenie pod tytułem "I co Ty najlepszego zrobiłeś?!" Uśmiechnął się przepraszająco, wstał od stołu i podszedł razem z Fredem do swojego stolika.. Siedzieli chwilę nad książkami prowadząc szeptem ożywioną wymianę zdań. Ja tym czasem zatopiłam się w lekturze. Po jakimś czasie usłyszałam trzask zamykanych drzwi, więc wiedziałam, że chłopacy już wyszli, ja tez postanowiłam pójść. Poszłam do mojego pokoju, gdzie przebrałam się, założyłam kurtkę i wzięłam kask, rękawiczki, czapsy i wyszłam już drugi raz tego dnia pojeździć na Sorcerer'rze. Weszłam do stajni, położyłam mój sprzęt przy boksie mego konia i przyniosłam z siodlarni pudełko z jego szczotkami., wzięłam jedną z nich, otworzyłam boks i zaczęłam czyścić Sorcerer'a. Przytuliłam się po chwili do jego szyi, a on parsknął lekko. Gdy powróciłam do czyszczenia go trącił me ramię swoją czarną głową, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Po chwili przestawił się, tak, że uniemożliwiał mi dalsze jego czyszczenie. Stał teraz na przeciw mnie, wyciągnął szyję i dotknął mojego policzka swoimi ciepłymi chrapami. Pogłaskałam go po szyi czule, wyszłam z boksu, odłożyłam i odniosłam szczotkę, wzięłam siodło, uzdę i czaprak i zaczęłam go ubierać, gdy był gotowy, założyłam czapsy, rękawiczki oraz kask i wyprowadziłam go z bosku, potem stajni, wsiadłam na niego i skierowałam w stronę lasu. Kary koń fryzyjski, w pięknym barokowym typie pędzący przez śnieżne zaspy wyglądał pewnie dość efektownie. Wjechaliśmy do lasu, po który długo się kręciliśmy, a potem na dużą polankę, gdzie postanowiłam zawrócić, bo stwierdziłam, że czas wracać, gdy rozebrałam Sorcerer'a i miałam już wychodzić ze stajni usłyszałam za sobą czyjś głos, Prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam za sobą Mirona.
-Ładny koń.-powiedział. Zastanowiłam się, od jakiego czasu mi się przygląda.
-Dziękuję, a Sorcerer, jakby wiedział, że o nim mowa zarżał. Miron uśmiechnął się lekko. Potem idąc do szkoły trochę rozmawialiśmy, stanęła na tym, że zaprosił mnie do swojego pokoju, a ja nie wiedzieć czemu się zgodziłam.. Poszliśmy więc do niego.
-Nie zdziw się, jeśli będzie tu...-chwilę zastanawiał się nad określeniem.-Artystyczny nieład.
-Chciałeś powiedzieć sakramencki burdel, co?-spytałam, a na mojej twarzy zabłądził grymas uśmiech. Miron tez się uśmiechnął i wszedł do pokoju.
-Lubisz walić prosto z mostu, co?-spytał, a ja kiwnęłam głową.
-No... Nie jest źle...-stwierdziłam rozglądając się po pokoju, w którym panował względny porządek. Weszliśmy głębiej do pokoju i zobaczyłam, że na jednym z łóżek leży magazyn o broni. Bezpardonowo podeszłam i zaczęłam oglądać stronę, na której był otworzony. Na niej widniał Colt1911. W zamyśleniu dotknęłam opuszkami palców fotografii, jak gdyby było to dla mnie coś bardzo ważnego, bo w gruncie rzeczy było, lecz szybko odłożyłam czasopismo i lekko spuściłam głowę.
-Przepraszam, nie powinnam.-powiedziałam, chciałam, by mój głos zabrzmiał pewnie, lecz dało się w nim słyszeć wyraźną zmianę.
-Nic nie szkodzi.-machinalnie odparł Miron, patrzył się na mnie chwilę, lecz ja stała tyłem do niego. Podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
-Coś się stało?-spytał. Pooli odwróciłam się do niego. Moja twarz nie zdradzała żadnych emocji, lecz w moich oczach, w których zebrało się trochę łez. było widać, że jestem zawstydzona, zbita z tropu, smutna...
-Colt1911. Takim samym zastrzelili mojego brata.-powiedziałam. Nie wiem czemu mu to powiedziałam, chyba zwyciężyła moja wrodzona szczerość. Wiedziałam, że zdradzanie zbyt wielu rzeczy o sobie może się skończyć źle. Ale Miron był, miły, nie było widać po nim złych zamiarów, których nie zobaczyłam w tamtego wieczoru w oczach... Nie ważne...
Miron?



Od Shelby cd Frediego


-Jesteśmy.- Powiedziałam.
-Nie przyszłyśmy do Was. To nie jest tylko Wasz pokój- Dodała Lydia.
-A niby do kogo, hę?- Spytał chłopak.
-Do Waszego współlokatora.
Freddie?

Od Lydii


Moja siostra ma dzisiaj urodziny. Nie, źle powiedziane. Moja siostra miałaby dzisiaj urodziny, gdyby nie to, że nie żyje. Mam nadzieję, że Shel i Ronan wymyślą mi jakieś sensowne usprawiedliwienie bo nie idę dzisiaj na lekcje. Wstałam z łóżka, ubrałam się, zabrałam łuk i kołczan po czym wyszłam na korytarz. Na chwilę weszłam do pokoju Shelby gdzie zostawiłam liścik do Ronana. Kiedy wreszcie doszłam do drzwi szkoły wpadłam na kogoś.
-Patrz jak chodzisz.- Mruknęłam nie podnosząc głowy.
-Co jest?- Spytał chłopak.
-Nie ważne.
-Przecież widzę że coś jest nie tak.- Spojrzałam na niego. No dobra chyba nie mogę tego ukrywać przed całym światem.
-Obchodzę urodziny zmarłej siostry, która popełniła samobójstwo bo nie mogła wytrzymać ignorancji naszych rodziców.
- Powiedziałam.- Chcesz wiedzieć o mnie coś jeszcze?
Ryan?

Od Isabel cd Mirona

-Słyszałeś?! Nie potrzebuję pomocy! Jeżeli już to on mojej. Poluję od dziecka. Zawsze celuję w gardło albo łeb. Mam wilka i psa. A także przyjaciółkę z dwiema pumami.
-Jeszcze raz to przemyśl-uśmiechnął się i poczochrał moje włosy. A że nie umiem panować nad gniewem, zrzuciłam zeszyt z rysunkami, poderwałam się z krzesła i przygwoździłam go do ławki. W każdej chwili byłam gotowa go pobić i odesłać do szpitala lub uśmiercić.
-Nie potrzebuję pomocy twojego durnego kumpla. Jasne?-nie czekając na odpowiedź, zostawiłam go wzięłam torbę i brudnopis i wyszłam z klasy. Wpadłam do pokoju, rzuciłam torbę pod biurko, wzięłam łuk i kołczan ze strzałami starannie ukryty w mojej szafie i poszłam do lasu. Jedynie tak mogłam się wyciszyć.


*** W lesie ***


Celowałam do sarny pasącej się na polanie. Gdy miałam wypuścić strzałę usłyszałam huk. Po chwili sarna upadła i krwawiła. Podszedł do niej jakiś chłopak, a za nim, drugi. Szybko wlazłam na drzewo i obserwowałam chłopaków. Chwila, chwila... Czy to nie był ten chłopak z klasy? Chwilę przyglądałam się chłopakom. Po kilku minutach, z gęstwiny drzew coś wybiegło. Dzik! Biegł prosto na chłopaków. Wycelowałam w niego i wypuściłam strzałę, potem drugą, i trzecią. Wreszcie zwierzę upadło. Sprawnie zeskoczyłam z drzewa i poszłam po zwierzę. Gdy wyłoniłam się z krzaków, chłopaki próbowali wyjąć strzały z dzika. Ja zwinnie zrobiłam kilka gwiazd i po chwili byłam przy nich.
-Wasze?!-warknęłam.-Chyba nie! Ja upolowałam, więc zdobycz moja!


Freddie? Miron?

Od Isabel cd Ronana

Strzelająca dziewczyna schyliła się po zdobycz, ale ja zwinnie zeskoczyłam z drzewa po zwierzę.
-Moje!-warknęłam.-Upoluj sobie sama!
Dziewczyna cofnęła dłoń, a ja podeszłam, wyjęłam strzałę, wytarłam krew o bluzkę i schowałam do skórzanego kołczanu. Wzięłam wiewiórkę do ręki, i zawołałam Kelly i Black'a. Po chwili przybiegli, po czym rzuciłam im zwierzę. Ciągnęli wiewiórkę, aż w końcu ją przerwali i zjedli.
-Ej, spokojnie-odezwał się chłopak. Wyjęłam swój krótki nóż i podeszłam z nim do chłopaka.
-Spokojnie tak?-przyłożyłam mu broń do gardła. Dziewczyny patrzyły w oszołomieniu.-Jedno potknięcie i przejadę tym nożem po twoim gardle. Zrozumiano?
-Mhm...-przytaknął cicho. Schowałam nóż do pochwy.
W krzakach coś zaszeleściło. Odwróciłam się i strzeliłam do dzikiego królika. Podeszłam i złapałam martwe ciało za uszy.
-No. Prosto w łeb-uśmiechnęłam się.



Ronan? Shelby? Lydia?

Od Sebastiana cd. Cassidy

Stałem zupełnie nieruchomo. Wszystkie moje mięśnie napięły się... mimo protestów, które wykrzyczała po kolei każda część mojego ciała oddałem pocałunek. Jej wargi były twarde i zimne... Jakby od dawna pragnęły kogoś, kto je rozmrozi.
Absolutnie nie jestem typem filozofa. Ale ona napawała mnie zupełnie nowym uczuciem. I teraz, wiedziałem co to jest miłość.
To to, gdy masz ochotę kogoś zabić, ale i tak się z nim całujesz.
* * *
Wyciągnąłem rękę, ale po raz kolejny ją opuściłem. Drzwi przede mną, sprawiały wrażenie jakby miały za chwilę mnie pożreć.
Odetchnąłem głęboko.
Od naszego pocałunku, nie widziałem Cissidy. Ani na stołówce, ani na późniejszych lekcjach. Dyrektorka nie zwołała nas, a ja zwyczajnie nie mogłem jej znaleźć.
Westchnąłem i po raz trzeci zdobyłem się na odwagę... No już idioto, zapukaj wreszcie!
Było już późno, brakowało pół godziny do ciszy nocnej, więc jeśli dalej będę się tak zastanawiał, wygonią mnie z powrotem do mojego pokoju.
W końcu delikatnie uderzyłem ściśniętą dłonią w drewno.
P chwili usłyszałem zgrzyt klamki i drzwi otworzyły się. Na progu stała... Cassidy.
Sztywnym krokiem wyszła z pomieszczenia i zatrzasnęła drzwi.
Totalnie nie miałem pomysłu na żadną wypowiedź.
Nie chciałem się jąkać, ani poznać po sobie, że się denerwuję i zwyczajnie ją pocałowałem.
Tak po prostu.

Cass?  

wtorek, 28 stycznia 2014

Od Josha cd Natie

-Wiesz chyba nadal trochę mi zimno...- jęczałem śmiejąc się jednocześnie z Natie. Dziewczyna powtórzyła pocałunek
-Już lepiej?-spytała nadal leżąc na mnie
-O wiele- odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, a potem dziewczyna się ze mnie podniosła.
-To od czego zaczynamy?- zapytała pełna entuzjazmu
-Od początku?- droczyłem się z nią, a dziewczyna walnęła mnie lekko w tors. Przez chwilę udawałem, że mnie boli, a potem złapałem Natie od tyłu za biodra i podniosłem do góry.
-Puść mnie!- krzyczała śmiejąc się
-Dopiero jak przeprosisz
-Nigdy!- znowu się zaśmiała
-Nigdy nie mów nigdy kochanie- powiedziałem i ruszyłem z dziewczyną na rękach w stronę wielkiej zaspy.
-Nie! Josh nie!-krzyczała- postaw mnie na ziemi
-Powiedziałem jaki jest warunek- wyszeptałem dziewczynie na ucho i już miałem rzucać się z nią w zaspę
-No dobra dobra przepraszam okej?- po tych słowach opuściłem dziewczynę na ziemie ale dalej trzymałem w uścisku. Po chwili obróciłem ją tak, by była przodem do mnie
-Tak lepiej- powiedziałem i lekko pocałowałem ją w usta
<Natie?>

Od Mirona cd Julii

Odprowadzałem dziewczynę wzrokiem do końca stołówki. Jeszcze nikt się tak przy mnie nie zachował. Większość dziewczyn z przyjemnością ze mną rozmawiała, a ja zawsze byłem miły ale Julia... Ona była jakaś inna. Nie będę za nią gonił, żeby się dowiedzieć co źle zrobiłem bo wydaje mi się, ze nic. Z resztą nawet jej nie znam jeśli nie chce mi czegoś mówi to nie musi.Dokończyłem jeść z przyjemnością i poszedłem do swojego pokoju. Tam spotkałem Freda. Jak zwykle trochę się powygłupialiśmy, a potem poszliśmy się przejść po szkole. Chwile łaziliśmy w kółko bez sensu.
-Jak już mamy tak marnować czas to chodźmy się pouczyć albo coś poczytać- powiedział znudzony Fred.
-Niech będzie- powiedziałem i ruszyliśmy w stronę biblioteki.Fred zajął nam miejsce, a ja poszedłem szukać na regałach potrzebnych nam książek.Gdy miałem już wszystkie, które chciałem wróciłem do Freda i położyłem książki na stoliku.Kilka stolików dalej zobaczyłem Julię.
-Ej Fred poczekaj chwilę ja zaraz wrócę- powiedziałem idąc w stronę stolika, przy którym uczyła się dziewczyna
-Mogę wiedzieć czemu mnie spławiłaś na stołówce?- powiedziałem siadając na krześle obok dziewczyny.
<Julia?>

Od Freddiego cd Shelby

-Jesteście w naszym pokoju więc mamy prawo wiedzieć- powiedziałem stanowczo
-Nawet Was nie znamy więc nie, nie macie takiego prawa- powiedziała jedna z dziewczyn
-Ja jestem Freddie, a to mój kumpel Miron- przedstawiłem nas- A Wy?
-Shelby i Lydia
-No więc już się znamy- powiedziałem szczęśliwy. Gdy zobaczyłem minę dziewczyn postanowiłem dać sobie spokój- Dobra nie chcecie to nie mówcie. Tak w ogóle to co robicie w naszym pokoju?- spytałem
<Shelby, Lydia?>

Od Mirona cd Isabel

-Spokojnie nie musisz od razu na mnie warczeć- zaśmiałem się- Po prostu pytałem
-Może po prostu dasz mi spokój?- spytała dziewczyna. Nie wydawała się za bardzo towarzyska
-Ładnie rysujesz- nie dawałem jej spokoju
-Dzięki- powiedziała pod nosem
-Wiesz mój kumpel też poluje- chciałem jakoś rozkręcić rozmowę- mogłabyś go coś poduczyć albo on Ciebie- starałem się być miły
-Nie potrzebuje niczyjej pomocy- powiedziała oschle
-Jak sobie chcesz ale przemyśl to jeszcze
<Isabel?>

Od Julii


Wysiadłam z czarnego landrovera, podziękowałam szoferowi, który wcale nie był potrzebny i zaczęłam tachać w jednej ręce moje walizki, w drugiej trzymałam wodze Sorcerer'a, zaprowadziłam go do stajni, a potem ruszyłam do szkoły. Walnęłam je bez ładu z boku drzwi do pokoju dyrektorki. Siedziałam tam dobrą chwilę, w końcu zostałam odprawiona do mojego pokoju, gdzie rzuciłam moje walizki i popędziłam na stołówkę, ponieważ była akurat pora obiadu. Weszłam na stołówkę i stanęłam w kolejce. Zamówiłam obiad i usiadłam przy jednym ze stolików. Gdy zabierałam się za drugie danie do mojego stolika przysiadł się jakiś chłopak.
-Cześć.-przywitał się i uśmiechnął.- Smacznego.
-Witam, dziękuję i nawzajem.
- Dzięki. Jestem Miron,a ty?
-Julia.-powiedziałam.
-Miło mi cię poznać.-powiedział.
-Mi Ciebie też.-powiedziałam kontrolując mój ton głosu, mimikę twarzy oraz moje zazwyczaj rozbiegane oczy. Z doświadczenia wiedziałam, że te trzy rzeczy zdradzają prawdziwe odczucia człowieka, jednak po latach treningów potrafiłam je już w jakotaki sposób kontrolować.
-Jesteś tu nowa?-chłopak zdawał się być przyjaźnie nastawiony. No właśnie zdawał. Zupełnie jak...
-Tak, a Ty?-zdobyłam się na uśmiech.
-Ja też.
-Aha. Super.-powiedziałam kończąc właśnie drugie danie.- Muszę już iść, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.-powiedziałam i znowu zdobyłam się na uśmiech, który w ostatnim czasie w moim wykonaniu był tylko zwykły wygięciem mięśni twarzy, do złudzenia przypominających uśmiech. Dawno nie uśmiechałam się i nie śmiałam i chyba jeszcze nie będę.
-Hej, Julia!-zawołał i złapał mnie lekko za rękę, gdy zabierałam moje talerze ze stolika. Odruch zwyciężył i szybko wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.
-Przepraszam.-odparłam szybko widząc zmieszanie na twarzy chłopaka.-Muszę już iść.-powiedziałam i odeszłam szybkim krokiem.
Miron?

Od Natie cd Josha




-Chyba czytasz mi w myślach.-zaśmiałam się.-To co, budujemy ten fort?-spytałam wstając z łóżka.
-Jasne.-powiedział Josh, także wstał z łóżka i sięgnął po swoją kurtkę.
-Chcesz, to możesz już iść, ja skocze po kurtkę.
-Mogę iść z Tobą.-zaoferował się Josh.
- Masz już kurtkę, zagrzejesz się, a potem wyjdziesz na dwór i będziesz chory. Idź już, ja zaraz przyjdę.-powiedziałam wychodząc. Wpadłam do pokoju, gdzie założyłam kurtkę i rękawiczki i szybko popędziłam na dwór. Ze szczytu schodów rozejrzałam się, ale nigdzie nie mogłam zauważyć Josha. Po chwili rozglądania się, poczułam, że ktoś łapie mnie w pasie, zbiega po schodach i rzuca się razem ze mną w wielką zaspę śniegu. Razem z Joshem śmialiśmy się dziko, co jednak utrudniał śnieg, który wzniecony przez nasze wylądowanie na nim zaczął osiadać na naszych twarzach. Josh spojrzał na mnie, a ja odgarnęłam śnieg z jego twarzy i pocałowałam go namiętnie.
-Hej! A to co?-spytał
-Tak na rozgrzewkę. Żeby było cieplej.-powiedziałam śmiejąc się.
Josh?

Od Leilene cd Sebastiana


Praktycznie całe dnie przesiadywałam w lesie. W końcu w nich się wychowałam. Ostatnio wpadłam na pomysł, by spisać swoje życie. Może to pomogłoby mi? Siedząc na drzewie, zaczęłam opisywać wszystko. Począwszy od histori matki i ojca, kończąc na dzisiejszym dniu. Nie miałam przyjemnego życia. Jako niemowle zostałam porzucona, po tym, jak rodzina prawie mnie zabiła. Zajęła się mną kobieta, ale gdy miałam cztery lata, ta została zabita. Później radziłam sobie sama w lesie. Szybko nauczyłam się zastawiać wnyki, rozróżniać trujące rośliny od tych dobrych, wspinać się po drzewach, polować, zabijać. Właściwie nigdy nie czułam się bezpiecznie, nigdy nie płakałam i nigdy się nawet nie śmiałam lub chociaż uśmiechałam. Dzieciństwo stało się walką o przetrwanie. Pamiętałam, jak kiedyś wykradłam z cudzych wnyków królika - rozpoczęła się nagonka na ,,sprytnego wilka''. Myśliwi zataili fakt, że to nie wilk i chcieli zabić mnie. Miałam pięć lat. Otrułam ich. Gdy miałam sześć lat,zadusiłam bezdomnego, który chciał mnie wykorzystać. Jako czternastolatka zostałam dwukrotnie postrzelona - nie płakałam, tylko zacisnęłam zęby i zajęłam się ranami. Takie życie miało też zalety. Udało mi się zaprzyjaźnić z rysiem, krukiem, jastrzębiem, lisem, margajem, żbikiem, panterą, pumą i wilczycą, która towarzyszy mi do dziś. Ciągle podróżowałam. Nie było miejsca, w którym nie byłam, znałam praktycznie każdy język. Kiedy, jako siedemnastolatka postanowiłam zamieszkać wśród ludzi, ciągle mnie zaczepiali. Wyzywali, wyśmiewali, pluli na mnie. Jednego zabiłam, drugiego wysłałam do szpitala w stanie krytycznym. Wystrugałam sobie pożądny łuk i strzały, zdobyłam pistolety, noże, sztylety - walczę nimi odkąd skończyłam dwanaście lat. Włamywanie się do sklepów, stanowi rozrywkę, tak jak polowania i trening. Gdy skończyłam pisać, wiatr zwiał mi kartki. Klnąc zeskoczyłam na ziemię. Nagle zobaczyłam, kto znalazł moje notatki. Sebastian zaczął je czytać! Wściekła, ogarnięta furią, podeszłam i wyrwałam je. Następnie wyciągnęłam zapałki i podpaliłam kartkę.
-To prawda? - spytał chłopak
-Nie. Twoja. Sprawa. - warknęłam i zadeptałam glanem popiół
-Ale... - zaczął
W bucie, na łydce, udzie, pasie, przedramieniu miałam noże, dwa pistolety przyczepione do paska i kilka kastetów. I kilka strzykawek ze środkiem usypiającym. Teraz wyciągnęłam z pochwy na przedramieniu, trzydziestocentymetrowy nóż i przyłożyłam go do jego gardła.
-Zapomnij o tym - warknęłam i zabrałam broń
?



Od Ronana



Była lekcja matematyki. Siedziałem w ostatniej ławce, przy ścianie. Przede mną siedziały Lydia i Shel. W pewnym momencie odwróciły się do mnie.
-Zrywamy się?- Spytała Shel.
-Czemu nie?- Odpowiedziałem.- Kiedy?
-Po tej lekcji.- Zdecydowała Lydia. Nauczycielka zadała jakieś pytanie i wskazała Lydię do odpowiedzi. Dziewczyna podała odpowiewiedź nawet się nie odwracając.
-Spoko.- Odpowiedziałem.
Po dzwonku poszliśmy na chwilę do pokoju Lydii. Dziewczyna zabrała swój łuk i strzały, a Shel wyjęła ukrytą w pokoju kamerę. Potem poszliśmy do lasu. Lydia strzelała, Shel nagrywała materiał na swojego vloga a ja jej to utrudniałem. Nagle przed nami upadła wiewiórka przeszyta strzałą. Nie była to jednak strzała Lydii.
Isabel?

Od Shelby



Właśnie skończyłam lekcje. Poszłam do swojego pokoju aby zostawić torbę z książkami a potem poszłam do pokoju Lydii. Zgodnie z naszą umową czekała tam na mnie. Wyszliśmy na dwór. Wciąż było chłodno, ale już nie zimno. Lydia założyła skórzaną kurtkę, ja zostałam w mundurku. Nawet nie miałam czasu się przebrać w coś wygodniejszego. Szłyśmy przez las rozmawiając o życiu.
-Kiedy masz zamiar mu powiedzieć? Kiedyś musisz to zrobić.- Powiedziałam to co mnie gryzło już od kilku miesięcy.
-Nie wiem, nic już nie wiem.- Odpowiedziała Lydia.
-Ronan i tak się dowie.
-Wiem. Ale boję się mu o tym powiedzieć. To jakbym się poddała.
-Jeśli ty mu nie powiesz, ja to zrobię.- Zagroziłam.
-Okey, chodź. Powiem mu dzisiaj.
Poszłyśmy do pokoju Ronana. Lydia z rezygnacją usiadła na łóżku chłopaka.
-Muszę wan coś powiedzieć.- Zaczęła.- Jest coraz gorzej. Zostało mi 1,5 roku.
-Co?! Tylko?- Spytałam przerażona.- Mówiłaś że masz jeszcze dużo czasu.
-Maksymalnie. Mówiłam wam że jest coraz gorzej.
-Co jest gorzej?- Spytał głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopaków. Chyba nowych.
-Nieważne.- Syknęła Lydia. Przytuliłam ją.
Freddie? Miron?



Od Cass cd Sebastiana

Spojrzałam najpierw na kobietę, potem na Sebastiana. Wyszłam z pokoju i poszłam za Sebastianem. Kiedy doszliśmy do gabinetu, kobieta wpuściła nas, a następnie odeszła. Dyrektorka siedziała za biurkiem i spoglądała na nas.
-A więc Cassidy, Sebastianie. Chciałabym porozmawiać o tym co zaszło między waszymi zwierzętami. Tym razem bardziej szczegółowo-powiedziała.
-Ale Cassidy mówiła już pani - odezwał się Sebastian.
-Wcale nie!-wypaliłam- Przyznaję się, to nie było tak, jak wcześniej mówiłam. Zaczęło się kiedy przypadkiem wpadliśmy na siebie na korytarzu. Co prawda kawa się na mnie wylała, i jego psy zawarczały, a że byłam wkurzona to jego psy, jeszcze bardziej mnie zdenerwowały. Najpierw obraziłam Adamantisa i Arcanę, a potem wyzwałam ich na walkę z Devilem i Dakotą. Potem zwierzęta walczyły i potem Devil...
Rozkleiłam się. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Jaguar mi rozerwał skórę na ręce, z oka nie poleciała mi łza. Weszłam prosto w trujący bluszcz, nawet na to nie spojrzałam. Poparzyłam sobie nogę ogniem, nawet nie jęknęłam. Byłam tak twarda fizycznie, że prawie nie czułam bólu. Tym razem ból przeszywał mi serce. Jeżeli mieli mnie wyrzucą ze szkoły, trudno, w lesie sobie poradzę. Albo wrócę do Ameryki. Nie wytrzymałam i wybiegłam z pomieszczenia. Usłyszałam dyrektorkę wołającą mnie, żebym wróciła. Jednak mnie to nie obchodziło. Wypadłam ze szkoły i wzrokiem szukałam stabilnego schronienia na drzewie. Wypatrzyłam wielkie drzewo i pobiegłam w jego stronę. Wlazłam na drzewo i oparłam się plecami o pień. Było ok. 4 stopni, a chłodny wiatr wiał prosto na mnie. Byłam ubrana w czarny top na ramiączka, granatowe rurki i sportowe buty. Po kilku minutach szlochu usłyszałam otwierane drzwi do budynku. Ze szkoły wyszedł Sebastian ubrany w kurtkę. Podszedł do drzewa i gdy chciał mnie zawołać, sprawnie zeskoczyłam z gałęzi, podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Po chwili pocałowałam go prosto w usta.


Sebastian?

Od Sebastiana cd. Cassidy

Puściłem nadgarstek dziewczyny.
- No dobra, ale szybko - rzuciłem przez ramię.
- Ach, dziękuję za pozwolenie - wymamrotała i zostawiła mnie przed otwartymi drzwiami jej pokoju.
Trochę niepewnie wślizgnąłem się do środka i przysiadłem na krawędzi jednego z łóżek. Pomieszczenie wyłożone było miękkim, różowym dywanem, szafy z cienkimi zdobieniami pomalowane na biało zastawiały ściany, a każde z łóżek przykrywała różowa narzuta. I jeszcze ta różowa, włochata tapeta...
Zasłoniłem ręką usta i aż zakrztusiłem się przez mój chichot.
Trochę trudno uwierzyć, że w ładnym, schludnym i różowym pokoju mieszkają zabójcy mojego psa.
Zastanowiłem się chwilę. No właśnie, a gdzie są pumy?
Cassidy wylazła z łazienki skacząc na jednej nodze, aby wcisnąć skarpetkę na drugą.
W moich oczach dało się dojrzeć błyski rozbawienia. No i proszę. Ona wcale nie jest aż tak nienormalna jak mogło się wydawać.
- Co cię tak bawi? - warknęła.
No to może jednak jest. Trochę.
Zerwałem się na równe nogi i jęknąłem cicho. Zostawiłem Arcanę i Adamantisa samych, w pokoju. S a m y c h.
- Idę! Przyjdź zaraz - wypadłem z pokoju i popędziłem przez kręte korytarze do sypialni męskich.
Gdy tylko otworzyłem drzwi na oścież, z mojej klatki piersiowej dobył się kolejny (tym razem głośniejszy) jęk.
Adamantis siedział na łóżku i szczeknął grubo na powitanie.
Arcana tarzała się na podłodze w stosie rozgryzionych poduszek. Puch był wszędzie.
Moja kołdra leżała na parapecie, a prześcieradło wisiało na lampie.
Cały pokój był zmasakrowany.
W wejściu stanęła Cassidy i kiedy tylko ujrzała mój "porządek" parsknęła śmiechem.
- Co tu się stało? - Zapytała z rozbawieniem.
- Adamantis leżał dwa dni w bezruchu. - Odpowiedziałem z rezygnacją. - To właśnie się stało.
Dziewczyna zaśmiała się po czym podeszła do rottweilera i dokładnie obejrzała mu ranę. Była niemal zasklepiona, pozostały tylko dwie dość spore blizny. Uśmiechnąłem się do siebie. Więc jednak nic strasznego się nie stało.
Nagle, usłyszałem puknięcie do drzwi.
Odwróciłem się, zastanawiając się kto to może być.
- Dzień dobry - powitała nas krępa kobieta w średnim wieku. - Pani Velverede wzywa się. Sebastian, tak?
Uchyliła okulary po czym zaczęła coś notować w zeszycie.
- Mhm... - potaknąłem.
A więc jednak konsekwencje... Ciekawe co tym razem zrobią. Wywalą mnie stąd, oddadzą policji czy do zakładu karno-opiekuńczego?
Westchnąłem z rezygnacją i nie patrząc na zdumioną Cassidy powlokłem się za kobietą.


Cass?

Od Isabel

Piątek. Właśnie szłam na lekcję matematyki. Jeeeju... Jak ja tego nie nawidziłam... Usiadłam w ławce na końcu. Starsza kobieta coś mówiła, ale nie słuchałam za bardzo. Wyjęłam mój brudnopis i zaczęłam szkicować. Rysowałam mnie siedzącą na drzewie, w ręce trzymałam łuk i celowałam do zwierzyny. Na następnym rysunku zastawiałam wnyki. Od dziecka uczyłam się je zastawiać. Byłam tak pochłonięta szkicowaniem, że nie zauważyłam gdy zadzwonił dzwonek na przerwę. Po chwili ktoś zapukał mnie w ramię. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Szybko zakryłam rękami moje rysunki, schowałam książki do torby i dopiero się odezwałam:
-Czego?-warknęłam.
-Niczego. Widziałem twoje rysunki. Polujesz?-zapytał.
-Nawet jeśli, to co Ci do tego?-syknęłam.


Miron?

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nowi uczniowie :)

Do szkoły dołaczyli nowi uczniowie! :) Dridz, Miron i Fred :)








Od Eleny cd Angeliny

-no dokończ- nakłaniałam dziewczynę
-Nie to na prawdę nie ważne- odpowiedziała
-No jak chcesz- posłałam jej lekki usmiech- Hej słyszałam, że całkiem nieźle śpiewasz...Mogłabyś coś dla mnie zaśpiewać? Uwielbiam muzykę i też całkiem nieźle śpiewam i tak sobie pomyślałam, że no..- nie wiedziałam jak ująć to w słowa
-No wykrztuś to z siebie!- zaśmiała się dziewczyna
-No bo gdybyśmy jeszcze kogoś znalazły zainteresowanego muzyką może byśmy mogli założyć zespół?- spytałam z nadzieją w głosie.
<Angelina?>

Od Josha cd Natie

Gdy Natie wypowiedziała te słowa od razu zrobiło mi się cieplej. W końcu ktoś mnie kochał. Nie tak jak przyjaciela czy brata... Ktoś mnie kochał na poważnie. Moje oczy trochę się zeszkliły na widok wielu wspomnień przed oczyma
-Josh? Josh!- dziewczyna wyrwała mnie z "transu"- Coś się stało?- spytała zmartwiona
-Nie.. ja po prostu... Nigdy nikt mnie nie kochał.Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy- Powiedziałem i od razu przytuliłem dziewczynę. Było mi trochę głupio, że się przy niej rozkleiłem- Przepraszam- Powiedziałem i pocałowałem dziewczynę w czubek głowy.-Co chcesz teraz robić? Bo ja mam ochotę na coś szalonego- uśmiechnąłem się
<Natie?>

Od Olivii





Wstałam, wbiłam się w mundurek i zeszłam na stołówkę, gdzie szybko zjadłam śniadanie. Później, gdy szłam korytarzem, akurat ze swego gabinetu wyszła dyrektorka.
-O, Olivia... Masz gościa.-powiedziała wskazując mi drzwi do swojego gabinetu.-Zostawię was samych.-powiedziałam, gdy już weszłam. W środku zobaczyłam kogoś, na którego widok ścisnęło mi się serce.
-Witaj, Olivio.-powiedział stojąc do mnie tyłem. Nie musiał się przedstawiać, od razu wiedziałam, kto to.
-Witaj.-powiedziałam.-Czemu tu jesteś?
-Dobrze wiesz, że jestem prawą ręką mistrza...
-On Cię tu przysłał?-przerwałam mu bezpardonowo. Mój gość w końcu się do mnie odwrócił.
-A myślałaś, że kto?-zaśmiał się.-Kazał przywieźć Ci to, co zostawiłaś.-powiedział otwierając jedną z dwóch dużych metalowych walizek, który wcześniej nie zauważyłam. W jej środku, w wypełnieniu z niebieskiego aksamitu leżała moja katana. Oczy mi się zaświeciły. Asystent otworzył drugą walizkę, zobaczyłam w niej mój komplet ostrzy w kształcie księżyca.
-Dziękują.-powiedziałam
-To nie wszystko.-powiedział asystent wskazując na okno. Podeszłam do niego szybkim krokiem i zobaczyłam, że ludzie wyprowadzają z przyczepki konia.
-Cienistogrzywy... Dziękuję....-powiedziałam.
-Nie mi jest dane dziękować. Masz pozdrowienia.-powiedział i wyszedł bez słowa. Wzięłam, co było moje i popędziłam do pokoju, gdzie zostawiłam walizki z bronią i popędziłam w kierunku stajni, jednak oczywiście musiałam na kogoś wpaść.
-Och, uważaj.-powiedziałam.
-Sorrki,, Jestem Elena.
-Olivia. A tez lecę.
Elena?

Od Angeliny do Eleny:


- Angelina. Ok. Lecę tam. Spotkamy się po lekcjach?
- Jeśli chcesz...
- Chcę - i ruszyłam prosto w stronę sali lekcyjnej.

***
Po lekcjach
- I jak tam? Odespałaś? - spytałam
- Trochę. - odpowiedziała Elena
- Rany. Strasznie barwna z ciebie postać. - zmierzyłam ją wzrokiem
- Widzę ty wolisz czerwienie...
- Mhm. I jeszcze... Ach nie ważne.

(Elena?)

Od Cassidy Do Sebastiana

Stałam przed drzwiami pokoju dyrektorki. Ze mną czekał Sebastian.
-I po co szczułeś mnie swoim kundlem?-warknęłam.
-Ja Cię nie szczułem-chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale drzwi otworzyły się i kobieta zaprosiła nas do środka. Powoli usiadła za biurkiem i splotła ręce.
-Więc... Jak to się stało, Sebastianie? Czemu twój pies był w takim stanie?-spytała spokojnie.
-Ja opowiem!-wyrwałam się.-Na samym początku, Sebastian wylał na mnie kawę. Potem jego psy chciały mnie zaatakować. Potem spotkaliśmy się w lesie i jego pies rzucił się na Dakotę. Ona oczywiście musiała się bronić. Następnego dnia jego drugi kundel rzucił się na Devila. A potem... Już wie pani...
-Dobrze. Sebastianie, czy chcesz coś dodać?
Chłopak tylko pokręcił lekko głową. Wyszliśmy z pokoju i od razu zapytałam:
-Nie zaprzeczyłeś... Chory jesteś?-dotknęłam jego czoła. On odtrącił szybko moją rękę.
-Zostaw mnie! Adamantis przez Ciebie mało co nie umarł!-warknął.
-Dobra. Chodź. zobaczymy co dolega twojej psince-poszłam w stronę pokoju chłopaka. On bez słowa poszedł za mną. Kiedy przeszłam przez drzwi, usłyszałam warczenie. Arcana patrzyła na mnie i położyła uszy. Obok niej leżał na boku sporych rozmiarów rottweiler. Ciężko dyszał. Na jego szyi był owinięty bandaż. Podeszłam do psa i odpędziłam warczącą dobermankę. Czule pogłaskałam psa po pysku. Sebastian stał oszołomiony. Spojrzałam się na niego.
-Jeżeli oswoiłam dwa dzikie zwierzęta, poradzę się z każdym psem-mruknęłam odwijając bandaż na szyi rottweilera. Pokręciłam głową.- Głęboka rana. Jutro wyruszę na polowanie. Kilka roślin i rana zagoi się w niecałe 3 dni.
Wyszłam z pokoju. Szybko pobiegłam do swojego pokoju i wyjęłam z torby, którą trzymałam pod łóżkiem, grubą książkę. Zaczęłam ją przeglądać. Napisałam ją sama, opowiadałam tam o wszelkiego rodzaju roślinach. Trujących i leczniczych. Nagle natrafiłam na ciekawy fragment. Znajdowała się tam roślina, której sok, leczył oparzenia, szramy, wysypki itd. Na szczęście rosła w tym kraju. Nie czekając na ranek, zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i wyruszyłam w las. Po 2 godzinach poszukiwań, znalazłam całą łączkę roślin. Zaczęłam zrywać, a po kilku minutach, nie zostało prawie nic. Torbę miałam wypchaną po brzegi. Pobiegłam do szkoły. Było już po 21:00 więc panował całkowity mrok. Po cichu zapukałam do pokoju chłopaka. Otworzył ktoś inny. Nie wiedziałam kto to jest, więc mój mózg włączył tryb samoobrony. Kopnęłam chłopaka w rękę i upadł. Z niezadowoleniem pocierał rękę.
-Przepraszam-szepnęłam i wepchnęłam się do pokoju. Szukałam wzrokiem Sebastiana. Kiedy zobaczyłam go siedzącego przy psie, który ciężko dyszał, ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Pierwszy raz widziałam tak smutnego Sebastiana. Głaskał psa po łbie. Podeszłam do nich i zaczęłam wyjmować rośliny z torby. Odwinęłam bandaż z szyi psa i zrobiłam opatrunek. Bez słowa wyszłam z pokoju i poszłam spać do siebie.


*** Rano ***


Obudziło mnie ciche stukanie w drzwi. Moich współlokatorek już nie było. Podniosłam się, przeciągnęłam się i ziewnęłam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W świetle ranka, zobaczyłam Sebastiana.
-Ty jeszcze śpisz? Wstawaj!-uśmiechnął się.
-Coś ty taki wesoły?-spytałam podejrzliwie.
-Adamantisowi rana już prawie się zagoiła! Chodź zobaczyć!-pociągnął mnie za nadgarstek w stronę swojego pokoju.
-Poczekaj! Jestem w piżamie!-zaśmiałam się.


Sebastian?

Od Natie cd Josha


Uśmiechnęłam się.
-Jesteś słodki, Josh.-powiedziałam.
-Dzięki.-powiedział, przysunął się i odgarnął mi włosy z szyi, po której zaczął mnie całować.-Ty też.-powiedział między pocałunkami. W końcu spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Podniosłam moją dłoń i pogładziłam go po policzku, później przesunęłam ją w kierunku brody, za którą złapałam go delikatnie i spojrzałam mu w oczy.
-Kocham Cię, Josh i mam nadzieję, że zawsze będziemy razem.-powiedziałam i pocałowałam go.
Josh?

od Allie cd Marysi

-Hej-uśmiechnęłam się
-Hej- odpowiedziała dziewczyna
-Jesteś nowa, czy po prostu Cie wcześniej nie widziałam?- Zapytałam
-Nowa
-W takim razie jestem Allie- przedstawiłam się
-A ja Marysia
-Miło Cie poznać- powiedziałam serdecznie i wyjęłam swoją książkę do matematyki.-Zdążyłaś może już kogoś poznać?-zapytałam
<Marysia?>

Od Eleny cd Angeliny

- O mnie się nie martw- uśmiechnęłam się- To pierwsza lekcja idę teraz na śniadanie- niestety tego dnia zaspałam po wieczornym spotkaniu Nocnej Szkoły-Nic mi się nie stanie ale Ty lepiej się pośpiesz. Pani Fishbein nie lubi spóźnialskich, dostaniesz kare- powiedziałam i ziewnęłam
-Skoro Ty nie musisz iść na pierwszą lekcje to ja też tak?- zapytała z nadzieją w głosie
-Niestety ale nie. Ty musisz iść inaczej dostaniesz karę do odpracowania i to jeszcze gorszą niż spóźnienie
-Nic nie rozumiem...
-Masz prawo- posłałam dziewczynie słaby uśmiech- Tylko uczniowie Nocnej Szkoły mają takie prawo. Niestety ale nic więcej nie mogę Ci powiedzieć... Tak w ogóle to jestem Elena a Ty?

<Angelina?>

Od Josha cd Natie

-A co w zamian będę miał?- Zaśmiałem się i dalej łaskotałem dziewczynę
-Zależy- Natie zrobiła przerwę, żeby złapać oddech- co- nadal nie przestawałem jej łaskotać, a ona wiła się ze śmiechu- chcesz-dokończyła
-Hmmm trójkę dzieci,psa, 2 koty, żebyśmy dużo podróżowali,żebyś była ze mną do końca życia, a co z tym idzie chcę również ślubu, będziemy mieli domek nad morzem, codziennie gdy będę się budził Ty będziesz obok,a codziennie rano jak będę wychodził do pracy Ty będziesz dawała mi całusa na miły początek dnia, będziemy wychowywać dzieci w zgodzie, żadnych kłótni, gdy będziemy starzy odnowimy przysięgę małżeńską, a gdy nasze dzieci będą dorosłe, a my starzy, będziemy siedzieć na ganku naszego domku i przeglądać zdjęcia. Wiesz w sumie dużo chce... Mógłbym tak wymieniać godzinami...
-Oooo nie- zaśmiała się dziewczyna i uciekła z mojego uścisku, póki mogła
-Dobra to powiedz mi chociaż w jaki sposób mam się oświadczyć!- Zażartowałem i pocałowałem Natie

<Natie?>

niedziela, 26 stycznia 2014

Od Sebastiana cd. Cassidy

Podszedłem do dzoewczyny i bez skrupułów powaliłem ją na ziemie. Może i była silna i wychowywała się w tej całej puszczy.
Ale mnie nie pokona.
Następnie ruszyłem w kierunku Dakoty i Arcany. Złapałem kocicę za skóręna karku i rzuciłam ją na Cassidę.
Został tylko Devil.
Sekundę później znalazłem się koło niego i pociągnąłem go za łapę.
Biedny kotek nie miał ze mną szans.
Wylądował na stosiku przegranych.
Tym razem się nie usmiechnąłem.
Złapałem Arcanę i z Adamantisem na rękach ruszyłem do dyrektorki.
Kobieta wezwała weterynarza nawet nie pytajac jak to się stało.
I dobrze. Bo nie miałem ochoty niczego jej mówić.
Po mniej więcej godzinie, zauważyłem przez okno Cassidę.
Wyszedłem z pokoju i podbiegłem do dziewczyny.
Nachyliłem się nad nią ze śmiertelną powagą na twarzy.
- Jeśli on umrze - zacząłem powoli, lodowatym tonem. - Devil zdechnie w takich męczarniach, jakich nawet ty nie jesteś sobie w stanie wyobrazić.
Odwróciłem się i odszedłem sztywnym krokiem.
Dziewczyna jeszcze coś do mnie mówiła kąśliwym wzrokiem, ale cóż. Miałem to ładnie mówiąc gdzieś.
Dotarłem do swojego pokoju i przysiadłem obok weterynarza i Adamantisa.
Schowałem twarz w dłoniach, kiedy powiedział że jego szanse na przeżycie są nikłe.
I po raz pierwszy w życiu, miałem ogromną ochotę kogoś zabić.
A nawet pewną trójkę.

Od Cassidy cd Sebastiana

-Przyznaję. Twój pies jest całkiem niezły w walkach. Ale to ugryzienie... Robota amatora-zaśmiałam się.- Żaden kundel nie zabiłby pumy. Ale od dzisiaj masz dwie pumy na karku i mnie. Pumy to pół biedy, gorzej ze mną. Jeżeli bym chciała, ukatrupiłabym twoje psy używając noża i łuku. Nie bez powodu żyło się w puszczy amazońskiej i zabijało jaguary na mięso.
-Mówiłaś-przerwał mi.
-I dobrze. Może wreszcie zapamiętasz. Ale to nie ważne. Domagam się dogrywki. Jutro rano, czyli sobota. Spotkajmy się w tym samym miejscu- powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się spać.


*** W lesie ***


Siedziałam na drzewie. Dakota i Devil siedzieli obok mnie. Leniwie machali ogonami. Oparłam się o pień i czekałam. Gdy wreszcie Sebastian przyszedł sprawnie zeskoczyłam z drzew tuż za jego plecami. Chłopak gwałtownie się obrócił. Adamantis warknął ostrzegawczo. Na jego oku nadal widniała szrama. Z drzewa zeskoczyły dwie pumy. Dakota podeszła do mnie i usiadła u mojego boku. Devil syknął groźnie, jakby domagał się rewanżu. Rana po ugryzieniu zagoiła się całkowicie. Nie musiałam nawet obmywać tego wodą. Po chwili puma już przygniatała do ziemi psa. Devil był zaciętym wojownikiem. Nie dawał się łatwo. Dzisiaj nie zamierzałam go powstrzymywać przed niczym. Niech robi co chce. Nawet gdyby go zabił, nie zrobiło by to na mnie wrażenia. Jedno zwierzę do kolekcji nie zrobiłoby wielkiej różnicy. Pies bezradnie szamotał się we wszystkie strony. Devil jednak bezlitośnie trzymał łapę z wysuniętymi pazurami na jego krtani. Był gotów pozbawić życia każdego. Gdy pies szczekał, czarny kształt zaczął biec w stronę Adamantisa. Dakota nie pozwoliła przerwać walki i rzuciła się na Arcanę. Przygwoździła ją do ziemi i ugryzła w łapę. Arcana próbowała ugryźć pumę... Bez większego skutku. Zwróciłam wzrok na Devila. Odsunął głowę, a po chwili zatopił kły w szyi rottweilera. Pies zapiszczał z bólu. Czarny kot oderwał płat skóry, po czym rzucił go w moją stronę.
-Biedna psinka. Długo to ona nie pożyje w takim stanie-uśmiechnęłam się nie odrywając wzroku od toczącej się walki.


Sebastian?

Od Sebastiana cd. Cassidy

- Tak? - Spytałem drwiąco.
Cassidy przez sekundę czy dwie wpatrywała się we mnie dzikim zrokiem. Przyjąłem to ze stoickim spokojem i obojętnością.
Nagle, usłyszała ryk swojego kociaka.
Devil leżał na ziemi, a Adamantis przygniatał go swoim ciałem. Zawarczał niczym monster truck i wgryzł się w szyję pumy.
Rozcharatał trochę jego skórę po czym gwizdnąłem cicho. Pies podbiegł do mnie, zanim czarny kot zdąrzył wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę.
- Jego, też nikt nie pokona. Żegnaj, droga Cassidy.
Cień uśmiechu przeszedł przez moją twarz, gdy się odwracałem.
Zrobiłam kilka kroków.
- Do zobaczenia na lekcjach - wymamrotałem z szerszym uśmiechem i odszedłem w las.
~~Wieczór~~
W moim pokoju panowała cisza. Nikogo tu nie było; moi współlokatorowie poszli objadać się na stołówce. Ja zwinąłem tylko stamtąd kilka owoców i wróciłem do mojego pomieszczenia.
Kiedy skończyłem ponowne opatrywanie i przemywanie ran Arcany (pozostałości po bitwie Adamantisa były na tyle płytkie, że nie trzeba było robić z nimi wiele) usłyszałem pukanie do drzwi.
Otworzyłem drzwi dalej wycierając w ręcznik zakrwawione ręce.
W półmroku zauważyłem sylwetkę dziewczyny.
Cassidy?
- Właź - mruknąłem. Weszła do mojego pokoju, a ja zatrzasnąłem drzwi.
- Czego chcesz? - zapytałem kontynuując czynność wycierania się z czerwonej cieczy.

Cassidy?

Od Cassidy cd Sebastiana

Chwilę patrzyłam na odchodzącego chłopaka. Po chwili przeniosłam wzrok na Dakotę. Nie było źle. Bywało gorzej. Nie obawiałam się o jutrzejszy dzień. Żadne zwierzę nie zbije Devil'a z łap. Jeszcze chwilę patrzyłam się na jezioro, po czym poszłam do szkoły. Devil został na dworze, a Dakota poszła ze mną. Obmyłam płytką szramę na grzbiecie i ranę w okolicach krtani. Kiedy wreszcie opatrzyłam pumę, wygoniłam ją na dwór. Zanim się położyłam spać, wzięłam z biurka kartkę i napisałam:
,,Dzisiaj, 17:00, rzeka, weź kundle"
Zagięłam kartkę i włożyłam do kieszeni.


*** Następnego dnia ***


Wstałam, ogarnęłam się i wyszłam z pokoju. Poszłam do pokoju chłopaka. Włożyłam kartkę pod drzwiami i poszłam na lekcje.
*****
Kiedy wreszcie wszystkie lekcje się skończyły, dochodziła 15:00. Poszłam nad rzekę. Mimo że zostały jeszcze 2 godziny, czekałam nad wodą. Wyjęłam z kieszeni ostry nóż i zaczęłam strugać strzały. Nim się obejrzałam, była 17:00. Przypomniał mi o tym chłopak, który przyszedł.
-Gdzie twoje kicie?-zapytał pogardliwie.
-Devil! Dakota!-zawołałam. Po kilku sekundach zeskoczyły z drzew. Dakocie, rana prawie się zagoiła. Dobermance z rozerwanego ucha nieustannie sączyła się krew. Na ciele miała dużo strupów. W wielu miejscach rany się jeszcze nie zagoiły.
-Może się przedstawisz chociaż?-spytał.
-Jestem Cassidy. A to Devil-pokazałam na czarną pumę jeżącą sierść i odsłaniającą długie kły. Jego złote oczy były przeszyte nienawiścią. Nienawidził wszelkiego rodzaju zwierząt psowatych.
-Sebastian. A to Adamantis-pies wyłonił się zza chłopaka. Devil wściekle syknął i obnażył kły. Nie bałam się że przegra. Pokonał 3 jaguary za jednym razem. Chociaż gdy patrzyłam na warczącego rottweilera, i gdyby to Dakota z nim walczyła, miałabym wątpliwości. Gdy wreszcie się odsunęliśmy, zwierzęta zaczęły walkę. Devil wysunął pazury i machnął łapą w stronę głowy psa. Na łbie powstały szramy po pazurach, ciągnące się od oka do końca pyska. Po tym ataku, Devil, zaczął biec w las. Wiedziałam co chce zrobić. Wejść na drzewo, drażnić psa, a potem zaatakować z góry. Kot wspiął się na niewielkiego wzrostu drzewo i jak gdyby nigdy nic, położył się na grubej gałęzi. Zawsze stosował taką taktykę. Gdy pies usilnie starał się dorwać pumę, Devil jeszcze bardziej go denerwował. Zaczął machać ogonem, tuż nad jego głową. Gdy skakał, kot szybko zabierał ogon. Gdy pies odwrócił się, Devil skorzystał z okazji i skoczył... Prosto na psa. Wbił pazury w szyję i przewrócił na bok. Przejechał łapą w stronę ogona. Z rany zaczęła sączyć się krew. Pies zawył z bólu. Devil jednak nie był litościwy. Zwłaszcza, podczas walki. Kiedy syknął i już chciał zatopić kły w tchawicy, ostro gwizdnęłam. Devil spojrzał się na mnie i porzucił psa. Podszedł do mnie i wlepił we mnie swoje oczy.
-Widzisz? Devila nie pokona nikt. Nie ma żadnej rany. Twój pies ma szramy na całym ciele po pazurach mojej pumy. Gdybym go nie powstrzymała, twoja psinka skonałaby na miejscu- prychnęłam.


Sebastian?

Od Sebastiana cd. Cassidy

Spojrzałem na dwie pumy. Jedna była wielkości Arcany, i miała jasnobrązową, miejscami beżową sierść. Druga (chyba samiec), wyglądał mniej więcej jak mrucząca kopia Adamantisa.
- Te twoje mruczki to skąd są, mówiłaś? - przeniosłem wzrok na Cassidę.
- Z puszczy amazońskiej - warknęła przez ściśnięte zęby.
- A no tak. - Zastanowiłem się przez chwilę. - To prawie jak Arcana. Tyle, że ją znalazłem w Indiach. Nie pytaj co tam robiła, bo sam nie mam pojęcia.
Cassida rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Wkurzał ją mój kamienny spokój i brak zainteresowania (haha).
W sumie, te jej pumy nie były tak wyrośnięte jak ich kuzyni. Przypomniało mi się, jak kiedyś brat mojego ojca sprowadził z zagranicy lwa i pumę. Kiedyś, zrobił im walkę - uprzedzę następne pytanie; tak był totalnym idiotą. Oczywiście lew wygrał.
No a zatem, Adamantis przyzwyczaił się do towarzystwa i walk kotów. Bardziej bałem się o Arcanę: była młoda i zdecydowanie niedoświadczona.
Westchnąłem pocierając czoło. I co by tu zrobić?
Nim się obejrzałem, Arcana z radością usiadła koło mojej nogi. Cieszyła się jak głupia, zawsze gdy tylko ją zawołałem.
Gwizdnąłem przeciągle i zza krzaków wyłonił się też rottweiler. Warknął na Arcanę, która natychmiast się położyła, a następnie stanął u mojego boku.
- No to co? Sprawdzimy te twoje kotki? Którego najpierw? - Spytałem lustrując wzrokiem pumy i oceniając ich możliwości.
- Dakota... - odpowiedziała kpiąco z wrogością w głosie.
- Okey. Stawiam Arcanę... - odparłem, postanawiając zostawić Adamantisa na groźniejszego przeciwnika.
Pogłaskałem dobermannkę w pokrzepiającym geście, chociaż nie sądzę aby jej się to przydało.
Kiedy brązowa kicia zeskoczyła z drzewa, poczułem lekki uścisk w żołądku.
"Arcana wygra. Przestań." przemknęło mi przez myśl.
Poza tym, muszę sprawiać wrażenie pewnego.
- Co? Boisz się o swoją psinkę? - Cassida spojrzała na mnie spod rzęs grubo okrytych czarnym tuszem.
- Nie bardziej niż o twoją tapetę - odgryzłem się spoglądając na nią spode łba.
Ledwo zdążyłem wydać jakąkolwiek komendę Arcanie, Dakota sunęła ku niej zgrabnymi krokami.
- Bierz kicię - szepnąłem wrogo. Dobermannka wyczuła ton mojego głosu i natychmiast z bezbronnej suni przemieniła się w groźną maszynę.
Zawarczała wściekle. Nie bała się.
Dakota odbiła się z gracją od ziemi i wylądowałaby zapewne na Arcanie, gdyby ta nie przycisnęła jej kłów do gardła. Był to słaby chwyt, którym tylko rozwścieczyła pumę, drapiącą i szamoczącą się na wszystkie strony.
A to był dopiero początek.
Czarna puściła gardło przeciwniczki i wymierzyła chwyt w krtań. Trafiła idealnie. Kocica zgrabnie przeturlała się i odepchnęła ją od siebie.
Zwierzęta szamotały się tak przez około dwadzieścia minut, kiedy Arcana zaczęła uciekać... Uśmiechnąłem się do siebie. Treningi na coś się opłacały.
Cassidy ruszyła ze śmiechem za nimi, a ja, wolno i spacerkiem szedłem z Adamantisem u boku.
Wiedziałem gdzie Arcana pobiegnie... Tak, na pewno do jeziora.
Moje przypuszczenia potwierdziły się, i kiedy doszedłem do zbiornika wodnego było już po wszystkim. Moja wojowniczka wciągnęła kota do wody i szamotały się teraz całe mokre.
- No, no, no... Brawo Arcano - powiedziałem stając obok wściekłej Cassidy.
- Ona umie pływać - warknęła cicho z całą pewnością jaką mogła wcisnąć w to zdanie.
- Ale długo w wodzie nie wytrzyma. Koty, jej nie lubią - odparłem najspokojniej na świecie.
Niedługo potem, walka skończyła się. Arcana miała na całym ciele dużo mocniejszych zadrapań i krwawiące ucho. Dakota płytką szramę na grzbiecie i przegryzienie w okolicy krtani.
- Jeśli pozwolisz, dokończymy nasz spór jutro, pani - wskazałem teatralnym gestem nasze zwierzęta. - Pragnę odpocząć przed jutrzejszą walką. Do widzenia.
Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju z Arcaną na rękach.
Gdyby dobermannka nie wskoczyła do wody, na pewno by przegrała. Pogłaskałem ją czule po pysku. Już nie była małym, bezbronnym szczenięciem... Prawie pokonała tę pumę. Ale niestety, ta walka skończyła się remisem - jednak miałem świadomość, że ze zdecydowaną przewagą Dakoty.
Na szczęście co do jutrzejszego popołudnia nie miałem żadnych wątpliwości. Adamantis nie jest amatorem.
On walczy na trzy poziomy; ten kto przejdzie najwyższy z nich ma jego uznanie i nienawiść zarazem.
Westchnąłem głęboko. Najgorsze już za nami.

Cassidy? Nie gryź