niedziela, 16 lutego 2014

Od Leilene do Mirona




Tuż przed północą, otworzyłam okno i uzbrojona wlazłam na drzewo. Balansując ciałem doszłam do pnia po gałęzi i zsunęłam się. Miałam na sobie czarny podkoszulek, czarne, lekko powycierane jeansy i byłam boso. Przerzuciłam torbę przez ramię i wymknęłam się do lasu.
Już niedaleko ,,Gniazda'', jak z Jace'em nazywałam miejsce przy jednym z czterech jezior, przypomniałam sobie o butach. Wzruszyłam ramionami. Nie były mi potrzebne, choć naprawdę lubię swoje glany. Usiadłam na jednej z wielu skał i czekałam. Punkt północ przyszedł Jace.
-Tym razem bez śmiercionośnych butów? - prychnął
-Nie potrzebuje ich, by mocno skopać ci tyłek - odparłam kąśliwie - A już ci mówiłam, że glanami da się zabić. Przetestowałam.
-A zabiłaś kiedyś szpilkami? - zakrztusił się
-Jasne, przecież mówiłam, że są na drugim miejscu. - zapewniłam - Jakbyś oberwał takim obcasem...
-Nie nosisz obcasów - przerwał mi - Ani sukienek, ani spódnic, ani szpilek
-Zdziwiłbyś się, gdybyś był na Balu Zimowym - prychnęłam
-Z chęcią bym to zobaczył - mruknął - Będziesz na Letnim Balu?
-Nienawidzę lata - warknęłam - A do tego słyszałam coś tam o parach. Nie wiem czy wpuszczają samotników - wyszczerzyłam się, mrużąc czarne oczy
-Zawsze pozostaję ja - odparł i mrugnął
Podejmuję grę.
-Ty? - prychnęłam - To już wolę iść z moim Jangwa Predator. W końcu jest płci męskiej, nie?
Na wzmiankę o kojocie, chłopak wybuchnął śmiechem.
-No wiesz?! - westchnął teatralnie - Przez ciebie, twoje komentarze i przegrane sparingi moja pewność siebie doznaje uszczerbku!
Prychnęłam, by się nie roześmiać, a Jace wesoło się do mnie uśmiechnął. Nagle spoważniał.
-Czemu nie jesteś taka na codzień? - spytał ponuro - Czemu nie...
-Mam swoje powody i dobrze je znasz - ucięłam, nagle wściekła
-Daj spokój! - wybuchnął - Znajdujesz sobie słabe wymówki! Znam cię! Jak jest naprawdę? - spytał łagodnie
-Nie mam zamiaru o tym mówić - powiedziałam - Wiesz czemu to robię.
-Co robisz?! - syknął - Czemu nie otwierasz się na innych? Czemu ranisz ludzi słowami, jak sztylety? Czemu odstraszasz, trzymasz wszystkich od siebie z daleka? Czemu udajesz kogoś innego? Nie, nie wiem czemu to robisz!
-Dzięki za zniszczenie mi humoru - warknęłam - Masz coś jeszcze do powiedzenia?!
Nagle zdał sobie sprawę, co powiedział. Ujrzałam skruchę, ale teraz ja byłam wściekła.
-Leilene - zaczął łagodnie
-Czemu nie powiedziałeś mi, co myślisz?! I czemu przyjaźniłeś się ze mną, skoro tak cię denerwuje?! - warczałam
-Leilene... - próbował
-Zamknij się! - warknęłam - Zostaw mnie, daj mi spokój. Idź sobie!
Posłusznie odwrócił się i zaczął odchodzić, szczerze smutny.
-Już masz odpowieć czemu taka jestem - powiedziałam bezlitośnie
Gdy odszedł i miałam pewność, że nic nie usłyszy, wściekle wbiłam sztylet w drzewo, aż zagłębiło się po rękojeść w pniu. Ale każde uczucie się wypala. Nawet gniew. Teraz już nie byłam wkurzona. A w każdym razie nie na niego. Byłam wściekła na siebie. Nie bez powodu nie chciałam się do kogokolwiek zbliżyć...
Przykucnęłam zrezygnowana i ukryłam twarz w dłoniach. Nie płakałam. Czasem nie byłam pewna, czy jestem zdolna do niektórych uczuć, takich jak szczęście, miłość, czy smutek. Westchnęłam. Nagle usłyszałam szmer. Poderwałam się i złapałam za nóż. Z lasu wyszedł chłopak. Już kiedyś go widziałam. To ten... no... Miren! Nie! Jak mu tam było?! Miron? Mirion! To był Mirion! Na sto procent! No... może dziewięćdziesiąt dziewięć...
-Jak długo tu stoisz?! - warknęłam, mrużąc oczy i przenikliwie przypatrując się chłopakowi, w poszukiwaniu sygnału, że kłamie
-Wystarczająco, by wiedzieć, że według ciebie najłatwiej zabić glanami i szpilkami - odparł przystępując z nogi na nogę
Ch★★era! A już miałam nadzieję, że nic nie słyszał.
-Więc wystarczająco długo, by wiedzieć, że jestem wściekła i bez skrupułów bym zabiła - warknęłam - A teorię o śmiercionośnośni butów opieram na doświadczeniach! I będę jej bronić - zastrzegłam
?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz