Tuż przed północą, otworzyłam okno i
uzbrojona wlazłam na drzewo. Balansując ciałem doszłam do pnia po gałęzi
i zsunęłam się. Miałam na sobie czarny podkoszulek, czarne, lekko
powycierane jeansy i byłam boso. Przerzuciłam torbę przez ramię i
wymknęłam się do lasu.
Już niedaleko ,,Gniazda'', jak z Jace'em nazywałam miejsce przy jednym z czterech jezior, przypomniałam sobie o butach. Wzruszyłam ramionami. Nie były mi potrzebne, choć naprawdę lubię swoje glany. Usiadłam na jednej z wielu skał i czekałam. Punkt północ przyszedł Jace. -Tym razem bez śmiercionośnych butów? - prychnął -Nie potrzebuje ich, by mocno skopać ci tyłek - odparłam kąśliwie - A już ci mówiłam, że glanami da się zabić. Przetestowałam. -A zabiłaś kiedyś szpilkami? - zakrztusił się -Jasne, przecież mówiłam, że są na drugim miejscu. - zapewniłam - Jakbyś oberwał takim obcasem... -Nie nosisz obcasów - przerwał mi - Ani sukienek, ani spódnic, ani szpilek -Zdziwiłbyś się, gdybyś był na Balu Zimowym - prychnęłam -Z chęcią bym to zobaczył - mruknął - Będziesz na Letnim Balu? -Nienawidzę lata - warknęłam - A do tego słyszałam coś tam o parach. Nie wiem czy wpuszczają samotników - wyszczerzyłam się, mrużąc czarne oczy -Zawsze pozostaję ja - odparł i mrugnął Podejmuję grę. -Ty? - prychnęłam - To już wolę iść z moim Jangwa Predator. W końcu jest płci męskiej, nie? Na wzmiankę o kojocie, chłopak wybuchnął śmiechem. -No wiesz?! - westchnął teatralnie - Przez ciebie, twoje komentarze i przegrane sparingi moja pewność siebie doznaje uszczerbku! Prychnęłam, by się nie roześmiać, a Jace wesoło się do mnie uśmiechnął. Nagle spoważniał. -Czemu nie jesteś taka na codzień? - spytał ponuro - Czemu nie... -Mam swoje powody i dobrze je znasz - ucięłam, nagle wściekła -Daj spokój! - wybuchnął - Znajdujesz sobie słabe wymówki! Znam cię! Jak jest naprawdę? - spytał łagodnie -Nie mam zamiaru o tym mówić - powiedziałam - Wiesz czemu to robię. -Co robisz?! - syknął - Czemu nie otwierasz się na innych? Czemu ranisz ludzi słowami, jak sztylety? Czemu odstraszasz, trzymasz wszystkich od siebie z daleka? Czemu udajesz kogoś innego? Nie, nie wiem czemu to robisz! -Dzięki za zniszczenie mi humoru - warknęłam - Masz coś jeszcze do powiedzenia?! Nagle zdał sobie sprawę, co powiedział. Ujrzałam skruchę, ale teraz ja byłam wściekła. -Leilene - zaczął łagodnie -Czemu nie powiedziałeś mi, co myślisz?! I czemu przyjaźniłeś się ze mną, skoro tak cię denerwuje?! - warczałam -Leilene... - próbował -Zamknij się! - warknęłam - Zostaw mnie, daj mi spokój. Idź sobie! Posłusznie odwrócił się i zaczął odchodzić, szczerze smutny. -Już masz odpowieć czemu taka jestem - powiedziałam bezlitośnie Gdy odszedł i miałam pewność, że nic nie usłyszy, wściekle wbiłam sztylet w drzewo, aż zagłębiło się po rękojeść w pniu. Ale każde uczucie się wypala. Nawet gniew. Teraz już nie byłam wkurzona. A w każdym razie nie na niego. Byłam wściekła na siebie. Nie bez powodu nie chciałam się do kogokolwiek zbliżyć... Przykucnęłam zrezygnowana i ukryłam twarz w dłoniach. Nie płakałam. Czasem nie byłam pewna, czy jestem zdolna do niektórych uczuć, takich jak szczęście, miłość, czy smutek. Westchnęłam. Nagle usłyszałam szmer. Poderwałam się i złapałam za nóż. Z lasu wyszedł chłopak. Już kiedyś go widziałam. To ten... no... Miren! Nie! Jak mu tam było?! Miron? Mirion! To był Mirion! Na sto procent! No... może dziewięćdziesiąt dziewięć... -Jak długo tu stoisz?! - warknęłam, mrużąc oczy i przenikliwie przypatrując się chłopakowi, w poszukiwaniu sygnału, że kłamie -Wystarczająco, by wiedzieć, że według ciebie najłatwiej zabić glanami i szpilkami - odparł przystępując z nogi na nogę Ch★★era! A już miałam nadzieję, że nic nie słyszał. -Więc wystarczająco długo, by wiedzieć, że jestem wściekła i bez skrupułów bym zabiła - warknęłam - A teorię o śmiercionośnośni butów opieram na doświadczeniach! I będę jej bronić - zastrzegłam ? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz