Cometa szybko galopowała. Wiatr rozwiewał mi włosy. Nagle klacz dziko zarżała i stanęła dęba. Zsunęłam się z jej grzbietu i upadłam, uderzając głową o ziemię. Usiadłam i potarłam tył głowy, ręką.
-Nic Ci nie jest?-usłyszałam męski głos za sobą.
-Nie. Chyba nie-odpowiedziałam. Chłopak podał mi rękę i pomógł wstać.
-Przepraszam, że spłoszyłem Twojego konia. Chciałem tylko pochodzić po lesie.
-Nie ma sprawy. Nadal jest trochę zdziczała. Jestem Katie-uśmiechnęłam się.
-A ja Marcel. A twój koń, to?
-Klacz. Klacz o imieniu Cometa, rasy Morgan, którą znalazłam zdziczałą w lesie.
-Umiesz oswajać zwierzęta?-spytał.
-Jasne. Kiedyś miałam lisa. Niestety gdzieś uciekł. Albo po prostu, coś go zjadło w lesie-zaśmiałam się. Nagle z krzaków wypadła biała, zdyszana suczka. Podbiegła do mnie i rzuciła się w moje ręce.
-Twój?-zapytał Marcel.
-Tak. Nazywa się Milka, suczka rasy Biały Owczarek Szwajcarski, którą dostałam w ostatnim roku mieszkania w domu dziecka.
-Mieszkałaś w domu dziecka? I nikt Cię nie wziął?-zapytał zaskoczony.
-No jak widać nie. Gdy osiągnęłam upragnioną pełnoletność, wyszłam i przyjechałam tutaj.
Marcel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz