Skrzywiłem się, z nieukrywanym poirytowaniem wypisanym na twarzy.
- Nie mam skrótów od imienia. - Powiedziałem. - Chyba, że wolisz mówić mi 'Veredus".
Dziewczyna uniosła brwi z uśmiechem. Nie wierzyła mi, ani trochę.
- No dobra.. ojciec, w dzieciństwie nazywał mnie "Astian". - Warknąłem. - Ale ty, tego nie rób, bo...
- Oczywiście, Astianie - Cassidy uśmiechnęła się słodko.
- Dalej nie wiem, dlaczego w ogóle cię pocałowałem. - Wymamrotałem ze złością. - Jesteś okropna.
Cass wyszczerzyła się.
- I czego tak suszysz te zęby? - zapytałem. - Szczękościsku dostałaś?
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Mistrz sarkazmu - zaśmiała się.
- Nie mów tyle, maleńka - tym razem ja wyszczerzyłem się wrednie. - Bo sobie język zębami przytrzaśniesz.
Tym razem oboje się zaśmialiśmy.
Cassidy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz