Stałam przed drzwiami pokoju dyrektorki. Ze mną czekał Sebastian.
-I po co szczułeś mnie swoim kundlem?-warknęłam.
-Ja Cię nie szczułem-chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale drzwi otworzyły się i kobieta zaprosiła nas do środka. Powoli usiadła za biurkiem i splotła ręce.
-Więc... Jak to się stało, Sebastianie? Czemu twój pies był w takim stanie?-spytała spokojnie.
-Ja opowiem!-wyrwałam się.-Na samym początku, Sebastian wylał na mnie kawę. Potem jego psy chciały mnie zaatakować. Potem spotkaliśmy się w lesie i jego pies rzucił się na Dakotę. Ona oczywiście musiała się bronić. Następnego dnia jego drugi kundel rzucił się na Devila. A potem... Już wie pani...
-Dobrze. Sebastianie, czy chcesz coś dodać?
Chłopak tylko pokręcił lekko głową. Wyszliśmy z pokoju i od razu zapytałam:
-Nie zaprzeczyłeś... Chory jesteś?-dotknęłam jego czoła. On odtrącił szybko moją rękę.
-Zostaw mnie! Adamantis przez Ciebie mało co nie umarł!-warknął.
-Dobra. Chodź. zobaczymy co dolega twojej psince-poszłam w stronę pokoju chłopaka. On bez słowa poszedł za mną. Kiedy przeszłam przez drzwi, usłyszałam warczenie. Arcana patrzyła na mnie i położyła uszy. Obok niej leżał na boku sporych rozmiarów rottweiler. Ciężko dyszał. Na jego szyi był owinięty bandaż. Podeszłam do psa i odpędziłam warczącą dobermankę. Czule pogłaskałam psa po pysku. Sebastian stał oszołomiony. Spojrzałam się na niego.
-Jeżeli oswoiłam dwa dzikie zwierzęta, poradzę się z każdym psem-mruknęłam odwijając bandaż na szyi rottweilera. Pokręciłam głową.- Głęboka rana. Jutro wyruszę na polowanie. Kilka roślin i rana zagoi się w niecałe 3 dni.
Wyszłam z pokoju. Szybko pobiegłam do swojego pokoju i wyjęłam z torby, którą trzymałam pod łóżkiem, grubą książkę. Zaczęłam ją przeglądać. Napisałam ją sama, opowiadałam tam o wszelkiego rodzaju roślinach. Trujących i leczniczych. Nagle natrafiłam na ciekawy fragment. Znajdowała się tam roślina, której sok, leczył oparzenia, szramy, wysypki itd. Na szczęście rosła w tym kraju. Nie czekając na ranek, zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i wyruszyłam w las. Po 2 godzinach poszukiwań, znalazłam całą łączkę roślin. Zaczęłam zrywać, a po kilku minutach, nie zostało prawie nic. Torbę miałam wypchaną po brzegi. Pobiegłam do szkoły. Było już po 21:00 więc panował całkowity mrok. Po cichu zapukałam do pokoju chłopaka. Otworzył ktoś inny. Nie wiedziałam kto to jest, więc mój mózg włączył tryb samoobrony. Kopnęłam chłopaka w rękę i upadł. Z niezadowoleniem pocierał rękę.
-Przepraszam-szepnęłam i wepchnęłam się do pokoju. Szukałam wzrokiem Sebastiana. Kiedy zobaczyłam go siedzącego przy psie, który ciężko dyszał, ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Pierwszy raz widziałam tak smutnego Sebastiana. Głaskał psa po łbie. Podeszłam do nich i zaczęłam wyjmować rośliny z torby. Odwinęłam bandaż z szyi psa i zrobiłam opatrunek. Bez słowa wyszłam z pokoju i poszłam spać do siebie.
*** Rano ***
Obudziło mnie ciche stukanie w drzwi. Moich współlokatorek już nie było. Podniosłam się, przeciągnęłam się i ziewnęłam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W świetle ranka, zobaczyłam Sebastiana.
-Ty jeszcze śpisz? Wstawaj!-uśmiechnął się.
-Coś ty taki wesoły?-spytałam podejrzliwie.
-Adamantisowi rana już prawie się zagoiła! Chodź zobaczyć!-pociągnął mnie za nadgarstek w stronę swojego pokoju.
-Poczekaj! Jestem w piżamie!-zaśmiałam się.
Sebastian?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz