Spojrzałem na dwie pumy. Jedna była wielkości Arcany, i miała jasnobrązową, miejscami beżową sierść. Druga (chyba samiec), wyglądał mniej więcej jak mrucząca kopia Adamantisa.
- Te twoje mruczki to skąd są, mówiłaś? - przeniosłem wzrok na Cassidę.
- Z puszczy amazońskiej - warknęła przez ściśnięte zęby.
- A no tak. - Zastanowiłem się przez chwilę. - To prawie jak Arcana. Tyle, że ją znalazłem w Indiach. Nie pytaj co tam robiła, bo sam nie mam pojęcia.
Cassida rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Wkurzał ją mój kamienny spokój i brak zainteresowania (haha).
W sumie, te jej pumy nie były tak wyrośnięte jak ich kuzyni. Przypomniało mi się, jak kiedyś brat mojego ojca sprowadził z zagranicy lwa i pumę. Kiedyś, zrobił im walkę - uprzedzę następne pytanie; tak był totalnym idiotą. Oczywiście lew wygrał.
No a zatem, Adamantis przyzwyczaił się do towarzystwa i walk kotów. Bardziej bałem się o Arcanę: była młoda i zdecydowanie niedoświadczona.
Westchnąłem pocierając czoło. I co by tu zrobić?
Nim się obejrzałem, Arcana z radością usiadła koło mojej nogi. Cieszyła się jak głupia, zawsze gdy tylko ją zawołałem.
Gwizdnąłem przeciągle i zza krzaków wyłonił się też rottweiler. Warknął na Arcanę, która natychmiast się położyła, a następnie stanął u mojego boku.
- No to co? Sprawdzimy te twoje kotki? Którego najpierw? - Spytałem lustrując wzrokiem pumy i oceniając ich możliwości.
- Dakota... - odpowiedziała kpiąco z wrogością w głosie.
- Okey. Stawiam Arcanę... - odparłem, postanawiając zostawić Adamantisa na groźniejszego przeciwnika.
Pogłaskałem dobermannkę w pokrzepiającym geście, chociaż nie sądzę aby jej się to przydało.
Kiedy brązowa kicia zeskoczyła z drzewa, poczułem lekki uścisk w żołądku.
"Arcana wygra. Przestań." przemknęło mi przez myśl.
Poza tym, muszę sprawiać wrażenie pewnego.
- Co? Boisz się o swoją psinkę? - Cassida spojrzała na mnie spod rzęs grubo okrytych czarnym tuszem.
- Nie bardziej niż o twoją tapetę - odgryzłem się spoglądając na nią spode łba.
Ledwo zdążyłem wydać jakąkolwiek komendę Arcanie, Dakota sunęła ku niej zgrabnymi krokami.
- Bierz kicię - szepnąłem wrogo. Dobermannka wyczuła ton mojego głosu i natychmiast z bezbronnej suni przemieniła się w groźną maszynę.
Zawarczała wściekle. Nie bała się.
Dakota odbiła się z gracją od ziemi i wylądowałaby zapewne na Arcanie, gdyby ta nie przycisnęła jej kłów do gardła. Był to słaby chwyt, którym tylko rozwścieczyła pumę, drapiącą i szamoczącą się na wszystkie strony.
A to był dopiero początek.
Czarna puściła gardło przeciwniczki i wymierzyła chwyt w krtań. Trafiła idealnie. Kocica zgrabnie przeturlała się i odepchnęła ją od siebie.
Zwierzęta szamotały się tak przez około dwadzieścia minut, kiedy Arcana zaczęła uciekać... Uśmiechnąłem się do siebie. Treningi na coś się opłacały.
Cassidy ruszyła ze śmiechem za nimi, a ja, wolno i spacerkiem szedłem z Adamantisem u boku.
Wiedziałem gdzie Arcana pobiegnie... Tak, na pewno do jeziora.
Moje przypuszczenia potwierdziły się, i kiedy doszedłem do zbiornika wodnego było już po wszystkim. Moja wojowniczka wciągnęła kota do wody i szamotały się teraz całe mokre.
- No, no, no... Brawo Arcano - powiedziałem stając obok wściekłej Cassidy.
- Ona umie pływać - warknęła cicho z całą pewnością jaką mogła wcisnąć w to zdanie.
- Ale długo w wodzie nie wytrzyma. Koty, jej nie lubią - odparłem najspokojniej na świecie.
Niedługo potem, walka skończyła się. Arcana miała na całym ciele dużo mocniejszych zadrapań i krwawiące ucho. Dakota płytką szramę na grzbiecie i przegryzienie w okolicy krtani.
- Jeśli pozwolisz, dokończymy nasz spór jutro, pani - wskazałem teatralnym gestem nasze zwierzęta. - Pragnę odpocząć przed jutrzejszą walką. Do widzenia.
Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju z Arcaną na rękach.
Gdyby dobermannka nie wskoczyła do wody, na pewno by przegrała. Pogłaskałem ją czule po pysku. Już nie była małym, bezbronnym szczenięciem... Prawie pokonała tę pumę. Ale niestety, ta walka skończyła się remisem - jednak miałem świadomość, że ze zdecydowaną przewagą Dakoty.
Na szczęście co do jutrzejszego popołudnia nie miałem żadnych wątpliwości. Adamantis nie jest amatorem.
On walczy na trzy poziomy; ten kto przejdzie najwyższy z nich ma jego uznanie i nienawiść zarazem.
Westchnąłem głęboko. Najgorsze już za nami.
Cassidy? Nie gryź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz