niedziela, 26 stycznia 2014

Od Sebastiana cd. Cassidy

Podszedłem do dzoewczyny i bez skrupułów powaliłem ją na ziemie. Może i była silna i wychowywała się w tej całej puszczy.
Ale mnie nie pokona.
Następnie ruszyłem w kierunku Dakoty i Arcany. Złapałem kocicę za skóręna karku i rzuciłam ją na Cassidę.
Został tylko Devil.
Sekundę później znalazłem się koło niego i pociągnąłem go za łapę.
Biedny kotek nie miał ze mną szans.
Wylądował na stosiku przegranych.
Tym razem się nie usmiechnąłem.
Złapałem Arcanę i z Adamantisem na rękach ruszyłem do dyrektorki.
Kobieta wezwała weterynarza nawet nie pytajac jak to się stało.
I dobrze. Bo nie miałem ochoty niczego jej mówić.
Po mniej więcej godzinie, zauważyłem przez okno Cassidę.
Wyszedłem z pokoju i podbiegłem do dziewczyny.
Nachyliłem się nad nią ze śmiertelną powagą na twarzy.
- Jeśli on umrze - zacząłem powoli, lodowatym tonem. - Devil zdechnie w takich męczarniach, jakich nawet ty nie jesteś sobie w stanie wyobrazić.
Odwróciłem się i odszedłem sztywnym krokiem.
Dziewczyna jeszcze coś do mnie mówiła kąśliwym wzrokiem, ale cóż. Miałem to ładnie mówiąc gdzieś.
Dotarłem do swojego pokoju i przysiadłem obok weterynarza i Adamantisa.
Schowałem twarz w dłoniach, kiedy powiedział że jego szanse na przeżycie są nikłe.
I po raz pierwszy w życiu, miałem ogromną ochotę kogoś zabić.
A nawet pewną trójkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz