Piątek. Właśnie szłam na lekcję matematyki. Jeeeju... Jak ja tego nie nawidziłam... Usiadłam w ławce na końcu. Starsza kobieta coś mówiła, ale nie słuchałam za bardzo. Wyjęłam mój brudnopis i zaczęłam szkicować. Rysowałam mnie siedzącą na drzewie, w ręce trzymałam łuk i celowałam do zwierzyny. Na następnym rysunku zastawiałam wnyki. Od dziecka uczyłam się je zastawiać. Byłam tak pochłonięta szkicowaniem, że nie zauważyłam gdy zadzwonił dzwonek na przerwę. Po chwili ktoś zapukał mnie w ramię. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Szybko zakryłam rękami moje rysunki, schowałam książki do torby i dopiero się odezwałam:
-Czego?-warknęłam.
-Niczego. Widziałem twoje rysunki. Polujesz?-zapytał.
-Nawet jeśli, to co Ci do tego?-syknęłam.
Miron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz