środa, 29 stycznia 2014

Od Julii cd Mirona

-Przepraszam za moje zachowanie. Dopiero co przyjechałam i chciałam iść się wypakować. Może nie tyle co wypakować się, ale pojeździć.-Powiedziałam i 'uśmiechnęłam' się przepraszająco. Nie lubiłam udawać, a Miron był miły, więc może by spróbować się z nim zaprzyjaźnić? Przecież nie mogę całe życie izolować się od mężczyzn... Miron uniósł brew. Pojeździć?-spytał. Machnęłam ręką.
-Mniejsza o to.-powiedziałam i w tej chwili dołączył do nas przyjaciel Mirona. Odruchowo lekko spięłam mięśnie.
-Ej, Miron, chodź...-powiedział, a dopiero po krótkiej chwili zreflektował się.-Przepraszam, nie widziałem Cię....-powiedział z przepraszającym uśmiechem.-Fred.-przedstawił się i podał mi rękę.
-Julia..-powiedziałam i uścisnęłam jego rękę. Jeśli chcecie, możecie iść, mogę zostać sama, nikt mnie nie zje.-powiedziałam. Miron posłał Fredowi gromiące spojrzenie pod tytułem "I co Ty najlepszego zrobiłeś?!" Uśmiechnął się przepraszająco, wstał od stołu i podszedł razem z Fredem do swojego stolika.. Siedzieli chwilę nad książkami prowadząc szeptem ożywioną wymianę zdań. Ja tym czasem zatopiłam się w lekturze. Po jakimś czasie usłyszałam trzask zamykanych drzwi, więc wiedziałam, że chłopacy już wyszli, ja tez postanowiłam pójść. Poszłam do mojego pokoju, gdzie przebrałam się, założyłam kurtkę i wzięłam kask, rękawiczki, czapsy i wyszłam już drugi raz tego dnia pojeździć na Sorcerer'rze. Weszłam do stajni, położyłam mój sprzęt przy boksie mego konia i przyniosłam z siodlarni pudełko z jego szczotkami., wzięłam jedną z nich, otworzyłam boks i zaczęłam czyścić Sorcerer'a. Przytuliłam się po chwili do jego szyi, a on parsknął lekko. Gdy powróciłam do czyszczenia go trącił me ramię swoją czarną głową, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Po chwili przestawił się, tak, że uniemożliwiał mi dalsze jego czyszczenie. Stał teraz na przeciw mnie, wyciągnął szyję i dotknął mojego policzka swoimi ciepłymi chrapami. Pogłaskałam go po szyi czule, wyszłam z boksu, odłożyłam i odniosłam szczotkę, wzięłam siodło, uzdę i czaprak i zaczęłam go ubierać, gdy był gotowy, założyłam czapsy, rękawiczki oraz kask i wyprowadziłam go z bosku, potem stajni, wsiadłam na niego i skierowałam w stronę lasu. Kary koń fryzyjski, w pięknym barokowym typie pędzący przez śnieżne zaspy wyglądał pewnie dość efektownie. Wjechaliśmy do lasu, po który długo się kręciliśmy, a potem na dużą polankę, gdzie postanowiłam zawrócić, bo stwierdziłam, że czas wracać, gdy rozebrałam Sorcerer'a i miałam już wychodzić ze stajni usłyszałam za sobą czyjś głos, Prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam za sobą Mirona.
-Ładny koń.-powiedział. Zastanowiłam się, od jakiego czasu mi się przygląda.
-Dziękuję, a Sorcerer, jakby wiedział, że o nim mowa zarżał. Miron uśmiechnął się lekko. Potem idąc do szkoły trochę rozmawialiśmy, stanęła na tym, że zaprosił mnie do swojego pokoju, a ja nie wiedzieć czemu się zgodziłam.. Poszliśmy więc do niego.
-Nie zdziw się, jeśli będzie tu...-chwilę zastanawiał się nad określeniem.-Artystyczny nieład.
-Chciałeś powiedzieć sakramencki burdel, co?-spytałam, a na mojej twarzy zabłądził grymas uśmiech. Miron tez się uśmiechnął i wszedł do pokoju.
-Lubisz walić prosto z mostu, co?-spytał, a ja kiwnęłam głową.
-No... Nie jest źle...-stwierdziłam rozglądając się po pokoju, w którym panował względny porządek. Weszliśmy głębiej do pokoju i zobaczyłam, że na jednym z łóżek leży magazyn o broni. Bezpardonowo podeszłam i zaczęłam oglądać stronę, na której był otworzony. Na niej widniał Colt1911. W zamyśleniu dotknęłam opuszkami palców fotografii, jak gdyby było to dla mnie coś bardzo ważnego, bo w gruncie rzeczy było, lecz szybko odłożyłam czasopismo i lekko spuściłam głowę.
-Przepraszam, nie powinnam.-powiedziałam, chciałam, by mój głos zabrzmiał pewnie, lecz dało się w nim słyszeć wyraźną zmianę.
-Nic nie szkodzi.-machinalnie odparł Miron, patrzył się na mnie chwilę, lecz ja stała tyłem do niego. Podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
-Coś się stało?-spytał. Pooli odwróciłam się do niego. Moja twarz nie zdradzała żadnych emocji, lecz w moich oczach, w których zebrało się trochę łez. było widać, że jestem zawstydzona, zbita z tropu, smutna...
-Colt1911. Takim samym zastrzelili mojego brata.-powiedziałam. Nie wiem czemu mu to powiedziałam, chyba zwyciężyła moja wrodzona szczerość. Wiedziałam, że zdradzanie zbyt wielu rzeczy o sobie może się skończyć źle. Ale Miron był, miły, nie było widać po nim złych zamiarów, których nie zobaczyłam w tamtego wieczoru w oczach... Nie ważne...
Miron?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz