czwartek, 30 stycznia 2014

Od Viviane cd. Lilai do Lilai i Freda


Dziewczyna z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło koło mnie.
- Nie pozwolili ci? - Bardziej stwierdziłam niż spytałam. Lilai rzuciła mi nieco zirytowane spojrzenie i ze świstem wypuściła powietrze z płuc.
- Też próbowałam się wypisać, z francuskiego. - Zagaiłam, obserwując dziewczynę.
- Nie pozwolili ci? - powtórzyła zdanie sprzed trzydziestu sekund.
- Bien sûr - odparłam z uśmiechem. - Chociaż facet od francuskiego wydaje się lepszy, niż ta... kobieta- zakończyłam w końcu.
Obie wyjęłyśmy podręczniki i rozlożyłyśmy je na ławce, a nauczycielka zaczęła nudny wykład, na jakiś niezwykle oczywisty temat.
Oparłam głowę na dłoni i miną próbowałam udawać, że slucham tej gadaniny. Niestety, nie wytrzymałam tak dłużej niż trzy minuty.
Porwałam ołówek z piórnika, a mój nadgarstek zaczął wykonywać szybkie ruchy. Po kilku chwilach marginesy zeszytu, na kilku stronach wypełnione były rysunkami; od lwów po projekty butów i sukienek.
Westchnęłam. No i znów nie mam co robić.
Zaczęłam przyglądać się różnym osobom w klasie. W pierwszej ławce siedziała dziewczyna z mocnym makijażem i ogromnymi okularami. W drugiej, dwóch chłopaków; jeden w czapce, a drugi z grzywką na pół twarzy. Przede mną kiwał się potężny facet w nowiutkim dresie firmy "Nike". Skrzywiłam się. Totalne bezguścia.
Przesunęłam wzrok na Lilai i zauważyłam coś w jej oczach. Czyżby cień rozbawienia?
Wpatrywała się w jakiś punkt daleko nas.
Prześlizgnęłam się po jej wroku i zatrzymałam się w prawym rogu sali, gdzie białe ogromne drzwi zostały niedokońca zamknięte.
W sali przeciwległej do naszej, siedziało kilku uczniów. Widziałam tylko kanty ich ławek, ale nie to przyciągnęło uwagę Lilai. Robił to raczej wielki, brązowy żbik usiłujący wejść do pomieszczenia.
Westchnęłam zrezygnowana. Jak ten kot mógł wydostać się z mojego pokoju? Wyskoczył przez okno z piątego piętra, czy znalazł wytrychy i otworzył sobie zamek?
Nagle coś trzasnęło, a Samurai wydał urażone kwiknięcio prychnięcie. Zjeżył sierść na karku i zasyczał wściekle.
Po klasie przeszedł pomruk rozbawienia. Więc pewnie już od jakiegoś czasu, Rai próbuje włamać się do sal.
Nauczycielka zamilkła i podeszła do wejścia. Zanim z hukiem zatrzasnęła drzwi, kot spojrzał na mnie i zzmiałczał szczęśliwie.
Kobieta wróciła z niezadowoleniem do swojej gadki szmatki, gdy brutalnie przerwała jej salwa kwiko-jęknięcio-miałków i drapanie w drewno.
Podeszła do drzwi i uchyliła je... z korytarza wybiegł wściekły żbik i skacząć po ławkach wylądował na moich kolanach.
* * *
Pędziłam korytarzami do swojego pokoju, byle jak najdalej od wrednych, wytykających mnie palcami dzieciaków. Czerwona jak burak, starałam się ich ignorować, ale jak wiele rzeczy w życiu, niezabardzo mi się to udawało.
- Niezłe przedstawienie. - Odezwał się ktoś prosto do mojego ucha.
Podskoczyłam i prawie wypuściłam Raia z rąk.
Rumieniec na nowo wstąpił na moją twarz.
- Dzięki - odburknęłam.
Z drugiej strony nadeszła Lilai i rzuciła chłopakowi złośliwe spojrzenie.
Schyliłam się i zaczęłam zbierać notatki i rysunki.

Lilai? Fred?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz