-Dziękuję.-powiedziałam i ku memu zdziwieniu uśmiechnęłam się. Ale tak
na prawdę, nie był to fałszywy uśmiech, czy po prostu użycie mięśni
twarzy, to był prawdziwy uśmiech. To się dzieje na prawdę, czy moja
naiwność nie zna granic? Nie uśmiechałam się prawdziwie... chyba od
czasu rozprawy. Rozległ się trzask zamykanych drzwi i oto do pokoju
wparował Fred. Gdy zobaczył Mirona kucającego przede mną zawahał się.
-Omm.... To ja może sobie pójdę...?-spytał, a ja i Miron jednocześnie wstaliśmy.
-I tak miałam już iść... Dzięki jeszcze raz, Miron.-powiedziałam
kierując się do drzwi. Widziałam, że Miron posłał Fredowi, drugie już
tego dnia gromiące spojrzenie. Wyszłam z pokoju i poszłam do siebie,
gdzie spróbowałam rozlokować moje ubrania i inne rzeczy. W końcu
skończyłam się rozpakowywać, wzięłam piżamę oraz ręcznik i poszłam się
umyć. Po wyjściu z łazienki spakowałam się szybko na jutro i poszłam
spać, co o dziwo przyszło mi bardzo łatwo.
*Następnego Dnia*
Wstałam, wcisnęłam się w mundurek, który choć był szyty na miarę i tak
dość mocno opinał moje ciało. Westchnęłam, bo nie lubiłam takich
strojów. Zeszłam do stołówki, gdzie szybko zjadłam śniadanie, ponownie
poszłam do pokoju, skąd wzięłam moją torbę i poszłam pod klasę.
*Po lekcjach*
Lekcje minęły dosyć szybko. Poszłam do pokoju, gdzie przebrałam się w
luźniejsze ubrania, sportowe buty i zaczęłam odkopywać spod sterty ubrań
metalową walizkę, w której znajdowała się pochwa z moim mieczem.
Wzięłam ją, i pobiegłam do lasu, gdzie przez najbliższą godzinę
ćwiczyłam różnorakie pchnięcia i sparowania. Gdy miałam już wracać
usłyszałam za sobą Mirona. Już drugi raz mnie tak zaskoczył.
-Zaskakujesz mnie, Julia.-powiedział.-Wczoraj jazda konna, dzisiaj
władanie mieczem... Co będzie jutro?-powiedział i uśmiechnął się.
-Jeszcze nie raz Cię zaskoczę.-powiedziałam.
Miron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz